Wierzymy, że jakoś to będzie, choć świat na zewnątrz rozmazuje się w kolorowe smugi. Przed nami zjeżdżały przecież inne dzieci. Przypominamy sobie także, jak to staliśmy niedawno u wylotu zjeżdżalni, obserwując inne maluchy ze śmiechem kończące swój przejazd. Tak będzie też i tym razem, myślimy. Tymczasem jednak mkniemy coraz szybciej, pokonując dzielnie jedną serpentynę za drugą, mkniemy tunelem własnego, rosnącego lęku. Jak długa jest ta zjeżdżalnia, do licha?! Nasze ciała etryczne i astralne łopoczą za nami niczym peleryny wystawione na huragan. Gdzie jesteśmy? Gdzie jest nasza duchowość, rwana na strzępy mocą wiatru? Coraz bardziej tęsknimy za końcem tej szaleńczej jazdy, za integracją ciała i umysłu. Chcemy odnależć wreszcie punkt oparcia dla samych siebie, odzyskać poczucie integralności.. - Nie pamiętacie, kto to powiedział? Holistyczne wizje integrowania się świata przyrody ożywionej i nieożywionej są przesycone zarówno duchem mistycyzmu europejskiego, jak też koncepcjami religijno-filozoficznymi pochodzącymi z bliskiego oraz dalekiego Wschodu. Podstawową jednostką pojęciową holizmu jest holon, struktura ani żywa, ani martwa, ani największa, ani najmniejsza. Holonem jest po prostu każda część składowa, która da się wyodrębnić z całości. No właśnie. Da się wyodrębnić z otoczenia. Klara van Doe podziwiała Blagę za jej sposób wyodrębniania się z otoczenia, a zwłaszcza za jej stylizacje teatralne i puder wokalizy, który sprawiał, że tylko prawdziwi Grawitacjanie mogli ją usłyszeć. Kto wie, może jest mistrzynią, myślała często. Mistrzynią form przejawiania się. W tradycji europejskiej holon był metaforycznie przedstawiany pod postacią Człowieka Kosmicznego oraz zasady "co w górze, to i na dole". W tym sensie, przypisując się do tej zasady, każdy indywidualny człowiek w miarę dojrzewania duchowego zyskiwał tożsamość grupową, czyli świadomość współuczestniczenia w grupowym programie ewolucyjnym o nazwie Człowiek przez duże C. Tradycyjnie na szczycie drabiny indywidualnej ewolucji stał władca lub najwyższy kapłan, którego zadaniem było dbać o królestwo, o Czlowieka zorganizowanego w społeczność. Rolą zaś zwykłego człowieka przez małe c była dbałość o przestrzeganie zasad uczestniczenia w życiu zbiorowym, przestrzegania form bycia cząstką Człowieka Kosmicznego. Zasady te w sposób powszechnie domniemany najlepiej przenikał swoim idywidualnym umysłem właśnie namaszczony władca, który miał obowiązek przetłumaczyć je niekoniecznie równie oświeconym poddanym na język prawa. Świadomość bycia Człowiekiem Kosmicznym nie jest łatwa do zdobycia, ani tym bardziej udźwignięcia, gdyż z jednej strony daje poczucie uczestniczenia w czymś, co ją przerasta, ujawniając naszą indywidualną zależność od struktur wyższego rzędu, z drugiej zaś wskazuje na długą wstęgę holonów zależnych od formy naszego indywidualnego przejawiania się w świecie. Ta rosnąca samowiedza obarcza nas odpowiedzialnością za każdy najmniejszy ruch. W tradycji dalekowschodniej ta dwustronna, odgórna i oddolna współzależność podmiotu i jego otoczenia rozpoznana została jako zasada bezkresnego uwarunkowania. Uwarunkowana środowiskowo jest i mikrocząsteczka, i człowiek, i wszechswiat. Zgodnie z zasadą bezkresnego uwarunkowania, gdy nauczymy się już pewnie poruszać w obszarze mikrocząsteczek, przed naszą świadomością zaczną się odsłaniać kolejne poziomy holonów materii bądź promieniowania. Zyskując zaś świadomość kosmiczną, pytać będziemy o inne, współzależne wszechświaty. - Miejsca komunikacji wszechświatów to czarne dziury i mroki naszej własnej
świadomości, nie umiejącej wyjść poza ciasne, indywidualne ego - rzucił
Lee. SKÓRA To, w jaki sposób holon człowieka wymienia się z otoczeniem, decyduje o jego zdrowiu, pozycji społecznej i stanie zaawansowania w rozwoju duchowym. Nasza skóra posiada organy percepcji tego, co na zewnątrz i co potencjalnie jest przedmiotem wymiany - oczy, nos, język, uszy, nerwy, inteligencję. Posiada też przejścia graniczne - pory, otwory, czakramy - którymi przemieszcza się w obydwie strony materia, energia oraz informacja. Podobnie i kropla wody oddziela się od swojego otoczenia holonotwórczą skórą, którą nazywamy napięciem powierzchniowym, co dowodzi, że nawet w świecie uznawanym przez większość za nieożywiony występuje jakiś ukryty przed wzrokiem nauki system samoorganizacji materii, tworzący skórę i jej wnętrze - wnętrze holonu. Pojęcie holon oznacza tu niezdefiniowanie, czy chodzi o organizację w świecie ożywionym, czy nieożywionym. Jest syntezą obydwu. Atom także ma skórę, która więzi mikrocząsteczki niewidzialnymi polami sił jądrowych, komórka z kolei oddziela się od swojego środowiska skórą błony komórkowej. W podobny sposób siły grawitacji tworzą powierzchnię Ziemi oraz trajektorie jej orbit. Po uważnym przyjrzeniu się wszystkiemu, co nas otacza, możemy stwierdzić, że skóra materialna bądź niewidzialnych pól siłowych, jest wszędzie. Każdy holon posiada "skórę". Skóra w skórze albo baba w babie jest podstawowym wzorem znanego nam wszechświata. Czy o tym wiemy, gdy jesteśmy zaledwie holonem poczętym w łonie naszej matki? Raczej nie, choć korzystamy już wtedy w pełni z dobrodziejstw holonu, jakim jest łożysko otoczone błonami płodowymi, a dalej skórą brzucha. Aby mogło ono powstać, siłami atrakcji musiały się jednak połaczyć holony ojca i matki, wiedzione czymś, co nazywamy inteligencją emocjonalną, bądź intuicją, czyli świadomością nie do końca świadomą samej siebie, lecz funkcjonalnie użyteczną. - Czy masz na myśli coś, co przypomina mglistą świadomość powinowatości
duchowej, kiedy to nie do końca wiesz, w czym rzecz, choć rzecz ewidentnie
jest? - rzuciła trochę do siebie, a trochę w przestrzeń Blaga. Nasze poczęcie jest więc uwarunkowane nie tyle naszą językową bądź pojęciową świadomością, co funkcjonalnie użyteczną świadomością innych holonów, przejawiającą się pod postacią sił atrakcji, czyli przyciągania jednego holonu do drugiego. - Mamuśki do tatuśka - burknęła Ive, żeby dowieść, że nadąża za tokiem myśli. Dzięki prawu atrakcji holony uczą się rozpoznawać własne granice. Podobne przyciąga podobne, mówili mistycy, a mądrość ludowa wtóruje im powiedzeniem, że "jak pomyślisz, tak będzie". By jednak było podobne, pierwej musi być jakieś. - Czyli ego jest konieczne - wtrącił Lee. - Ego to wypiętrzenie, którym napieramy na uległą przestrzeń, powołując do istnienia odpowiadającą mu wklęsłość. Gdy zdobywasz mądrość, zaczynasz widzieć głupków, do których niedawno należałeś. Odcinając się od swojej ignorancji, odcinasz się i od nich. Skóra potrzebna jest każdemu holonowi, aby mógł sam sie rozpoznać. Gdy bowiem dzięki skórze nabieramy "jakiejś" tożsamości, zaczynamy coraz bardziej subtelnie regulować własne kontakty z otoczeniem - kształtować i zarazem rozpoznawać własne wnętrze. Kto ma skórę, ten ma moc ograniczania procesu wymiany, modelowania go, ten staje się twórcą własnego wnętrza, chłonącym substraty i wydalającym produkty przemiany materii i ducha według wzoru sobie właściwego, jedynego i niepowtarzalnego. - Czy tonacja utworu należy do strefy ego? Skóra holonu jest więc warunkiem koniecznym jego twórczego przejawiania się w świecie, właściwości utożsamianej z boską mocą i rozumianej jako możliwość kształtowania własnych relacji z otoczeniem. W tym sensie twórcą jest każdy holon, a bóg, jako pierwiastek kreatywny, jest wszędzie - w kwarku, amebie, człowieku i w mlecznej drodze. - No chyba na tej samej zasadzie, co człowiek jest w ręce czy innym swoim
organie. Tylko po co całość nazywać Bogiem? Zindywidualizowana wymiana z otoczeniem jest jądrem naszej tożsamości, zapisanej w genach - cegiełkach tozsamości obecnych w naszych ciałach - i w memach - cegiełkach tożsamości obecnych w kulturze zbiorowej holonu społecznego. Gdy przebywamy w środowisku ubogim w memy - co zdarza się każdemu, kto siedzi w brzuchu własnej matki, oddzielony tym brzuchem od kultury - o wymianie energii z otoczeniem decydują głównie geny. Jednak w miarę dorastania świat memów wyłania się w naszych głowach jako niepowtarzalne i zindywidualizowane odbicie w nas kultury masowej. Wówczas oba czynniki naszej tożsamości - genowy i memowy - mieszają się z sobą, tworząc unikalną skórę naszej osobowości. Gen łączy nas ze światem przyrody, mem ze światem kultury. Zobaczyć własną skórę genowo-memową nie jest łatwo, gdyż widzieć ją może wyłącznie oko boga. Wymaga to bardzo subtelnego zbliżenia się do siebie samego, rozpoznania, kim się jest. Tradycyjne systemy religijne chronią ludzi przed zakusami na ten szczególny stan samorozpoznania, który można osiągnąć ćwicząc w sobie spokój, nieustraszoność i wielką konsekwencję bezinteresownego działania. Życie klasztorne jest zbyt monotonne i zbyt bezpieczne dla rozwijania tych cnót, zaś życie świeckie zbyt niespokojne i pełne zasadzek, aby twarz i oko boga mogły się w nas wyraźnie ukształtować. Dlatego sztuka ta w pełni udaje się nielicznym i często jakby na przkór intencjom jej praktykantów. Dorastając intelektualnie i duchowo, odklejamy się stopniowo od własnego genotypu, od intuicji i emocji, poprzez które połęczeni jesteśmy ze sferami zwierząt. Wówczas jednak łatwo popadamy w nową zależność - od memów publicznych. Jest to aktualne zwłaszcza w epoce wszechobecnych massmediów, którą przedwcześnie zwie się epoką informacji. Massmedia przesiąknięte bowiem są nie tyle informacją, ile propagandą polityczną i komercyjną, służącą "podtrzymywaniu radosnych pozorów trwania pochodu". - Pochodem jest iluzja, że obustronna wymiana miedzykomórkowa nie jest
konieczna i że można więcej brać, niż się wzięło. Nasza skóra memowa, organ wymiany myśli z otoczeniem, nasiąka pod wpływem skomercjalizowanych i upolitycznionych mediów zestawem dominujących reakcji i opinii, odwołujących się najczęsciej do emocjonalnych, czyli zwierząco-genetycznych aspektów naszej tozsamości. Bad news is good news, mówią media, które wywołują bądź podtrzymują czujność, pierwotny egzystencjalny lęk śpiącego w nas zwierzęcia. Ten publiczny, masowo kolportowany mem lękowy izoluje nas przed pełną, dojrzałą percepcją rzeczywistości. |