Krzysztof Lewandowski
Ciuciule


Ciuciule. Tak nazywała się alternatywna waluta domowa, emitowana przez babcię Apolonię Nawojską w latach 70tych minionego wieku. Pomysł był prosty w realizacji i użyteczny, zwłaszcza w okresach świąt, kiedy prac domowych było bez liku, a chętnych do mycia okien czy robienia zakupów - jak na lekarstwo. Domowników było wprawdzie pod dostatkiem - Klara, Rysio, Włodzio - lecz wszyscy mieli dużo zajęć - wiadomo: szkoła, uczelnia, narzeczone, książki, telewizja. Ciuciule funkcjonowały skutecznie także w okresach względnego spokoju, kiedy do świąt było jeszcze daleko.

Zasada ciuciuli była prosta - babcia była emitentem domowego pieniądza i zarazem skarbnikiem. Mennicą był Włodzio, który na zlecenie babci kaligrafował nowe banknoty o nominałach 1, 2 i 5 jednostek, które babcia podpisywała własnoręcznie, a następnie składała w domowym skarbczyku - metalowej puszce z napisem "Kanfietki".

Gdy trzeba było coś w domu zrobić ekstra (wynoszenie śmieci i drobne zakupy były traktowane jako normalne zajęcia), babcia płaciła za wykonane roboty ciuciulami z pudełka, które raz w miesiącu były wymieniane na złotówki. Za sesję prasowania można było u babci zarobić 5 ciuciuli, za zaniesienie prania do magla - 5-10 ciuciuli, w zależności od ciężaru tobołka.

W okresach pomiędzy wymianami ciuciule funkcjonowały w rozliczeniach między rodzeństwem jako waluta alternatywna równoważna złotówkom, mająca pełne pokrycie w reputacji babci i jej okresowej wypłacalności. Transakcje bez udziału babci wymagały zręczności negocjacyjnej, w której przodowała Klara, która przed zaplanowaną randką starszego brata potrafiła pobierać 5 ciuciuli za uprasowanie mu jednej koszuli. W ten sposób ciuciule przepływały między wszystkimi uczestnikami domowych transakcji, którzy kręcili za nie masy tortowe, zbierali babcine maliny, pastowali podłogi czy nosili ciężkie zakupy.

Przed planowanymi pracami z okazji świąt lub uroczystości rodzinnych babcia robiła kontrole stanu domowego skarbczyka, sprawdzając, czy banknotów jest wystarczająca ilość i czy nie są zniszczone. Gdy okazywało się, że potrzeba ich więcej, niż znajdowało się w pudełku, zarządzany był "dodruk" domowego pieniądza i ręczna mennica Włodzia ruszała pełną parą.

Interes z ciuciulami kręcił się dobre 10 lat, do czasu, aż młodzież wyszła z rodzinnego gniazda. Do dziś krąży opowieść, jak to Włodzio, naówczas student Politechniki, za ciuciule odrobił dużo młodszej Klarze zadanie z matematyki, używając rachunku macierzy. Afera była wielka, ale ciuciule przetrwały.

powrót do spisu treści