Krzysztof Lewandowski - Zapasy krachu z wojną

polemika z artykułem prof. Barbary Vargi pt. \"Symboliczny wróg\", jaki ukazał się w Gazecie Wyborczej z 28-29 lipca 2001 w dodatku Gazeta Świąteczna.

Wprawdzie kończy się lato, ale stale docierają do nas nowalijki opinii na temat procesu antyglobalizacyjnego, jaki ujawnia się co jakiś czas - w Seattle, Pradze, Goteborgu czy ostatnio, w Genui. Ujawnienia te zawdzięczamy mediom - zwłaszcza telewizjom pokazującym sceny z walk ulicznych, ale także prasie.
Oto otrzymaliśmy niedawno obszerny komentarz tła tych wydarzeń od prof. Barbary Vargi, socjologa z Uniwersytetu Warszawskiego, który pod koniec lipca został zamieszczony w wydaniu Gazety Świątecznej. Tekst pani Profesor wyrasta, niestety, z całkowitego niezrozumienia, czym jest ruch antyglobalizacyjny. Uważam, że jest to temat zbyt poważny, aby takie, nie podbudowane faktami, opinie pozostawić bez komentarza.

Z tekstu dowiadujemy się, że antyglobalizacja to rodzaj buntu przeciwko \"pewnemu straszakowi, który właśnie został wykreowany przez media\".
Globalizacja jest zatem, zdaniem pani Profesor, rodzajem fantomu powołanego przez media do istnienia, który ogniskuje emocje niezadowolonych z życia awanturników i zadymiarzy, spotykających się co jakiś czas, aby podbudować swoją nędzną pozycję społeczną, którą nota bene - zdaniem pani Profesor - sami sobie wybrali, gdy \"decydowali się żyć na marginesie\". Głównym medium odpowiedzialnym za te incydenty jest Internet - globalne narzędzie, którym posługują się przeciwnicy globalnego, jak ironicznie wnioskuje pani Profesor, co ma sugerować, że antyglobaliści mają pomieszane w głowach, gdyż zwalczają w zadymach to, z czego sami korzystają na co dzień.

Zacznę więc może od wyjaśnienia nieporozumienia terminologicznego. Termin globalizacja odnosi się do obecnego procesu ekonomiczno-społecznego, a nie do dowolnych zjawisk o zasięgu światowym, jak technika czy moda. Antyglobaliści nie są ludźmi, którzy protestują przeciw globalnemu. Co jest dobre, nie budzi niczyich obiekcji, jak sprawna, globalna telekomunikacja. Antyglobaliści protestują przeciwko globalizacji. Przedmiotem krytyki jest ekonomiczny ze swej istoty proces globalizacyjny, który nieuchronnie prowadzi do coraz większych rozwarstwień społecznych i rujnowania środowiska naturalnego. Opinia tego rodzaju jest podbudowana badaniami naukowymi i wydaje się być powszechną konstatacją całego środowiska antyglobalizacyjnego i zarazem JEDYNYM wspólnym elementem łączącym cały ten ruch. W tekście socjologicznym pani Profesor fakt ten pominięto kompletnie.

To ze stawiania dociekliwych pytań dotyczących roli w tym procesie podstawowego spoiwa międzyludzkiej wymiany, jakim są pieniądze, bierze się zainteresowanie młodzieży dziełami Marksa czy Webera, a nie ze \"snobistycznego nurtu, docierającego z poślizgiem z Zachodu\" jak lekceważąc meritum tłumaczy to pani Profesor swoim czytelnikom, którym trudno z lektury tekstu zrozumieć, dlaczego zamiast Marksa nie występuje na liście Kant czy Wittgenstein. Podobnie trudno mu zrozumieć, dlaczego modnym w sezonie gadżetem jest podobizna Che Guevary, a nie na przykład Leonardo di Caprio, skoro popularność tego pierwszego tłumaczy pani Profesor tym, że był \"bardzo atrakcyjnym wzorem: umarł piękny i młody, w chwale prawdziwego macho\", sugerując, że Che na koszulkach jest fluktuacją mody równie przypadkową, jak Marks w księgarniach. Zdaniem prof. Vargi, fluktuacje te, to przejściowe mody, postmodernizm bowiem \"opatrzył się i wyczerpał\", więc przyszła pora na zmianę scenografii.

Pani Profesor nie informuje przy tym czytelników, że na liście popularnych lektur klasycznych znanych młodzieży Zachodu są też Smith i Keynes - teoretycy kapitalizmu. Smith był twórcą kapitalizmu lokalnego (choć żadna z proponowanych przez niego reguł nie jest dziś przestrzegana), zaś Keynes - którego myśl zgłębiają dziś nie tylko antyglobaliści, ale także każdy student ekonomii - odkrył prawidłowości związane z ruchem globalnym kapitału i przestrzegał gremia międzynarodowe przed akceptowaniem zadłużania się krajów względem siebie. Antyglobaliści znają opinie Keynesa na temat skutków uprzywilejowania w świecie kapitału, którymi są okresowe \"zawały\" systemu, wynikające ze zbyt dużego zadłużenia jego uczestników.

Pani Profesor zapomina też poinformować polskie audytorium, że na liście popularnych na Zachodzie lektur są także prace współczesnych ekonomistów alternatywnych, jak Creutz, Douthwaite, Kennedy, Chapra czy Korten, ukazujących ekologiczne skutki ekonomii globalistycznej. Według wielu obliczeń opartych na materiałach statystycznych, światu grozi dziś dużo poważniejszy kryzys finansowy, niż ten z roku 1929, gdyż specjalizacja i kooperacja międzynarodowa pogłębiły się od tamtych czasów, a nawis inflacyjny urósł w tryliony dolarów. Ludzie zaangażowani w ruch antyglobalizacyjny wiedzą również o alternatywach Marksa, które popierał Keynes, mianowicie o systemach wywodzących się z teorii Silvio Gesella, które zostały przetestowane w Europie tuż po Wielkim Kryzysie.

Na konferencji w Bretton Woods, kiedy to kształtowały się zręby powojennego ładu gospodarczego, Keynes przestrzegał przed nie zrównoważeniem bilansu w obrotach międzynarodowych, lecz opinia ta nie przebiła się przez mur zachłanności polityków strzegących interesów wielkiego biznesu. W polityce finansowej dopuszczono wtedy permanentny deficyt, prowadzący do \"ekonomializmu\", czyli całkowitej zależności zadłużonego państwa od pożyczkodawców. W takiej sytuacji znajduje się dzisiaj Polska.

Pani Profesor pomija to zasadnicze tło antyglobalizmu kompletnym milczeniem, a uwarunkowania ekonomiczne traktuje jako rzecz daną raz na zawsze i chyba niezmienną, skoro jedynym rysującym się problemem jest, \"jak przygotować młode pokolenie do tego straszliwego rozczarowania\", jakim jest brak jakiejkolwiek szansy na znalezienie pracy.

Uczestnicy ruchów antyglobalistycznych nie godzą się z taką postawą bierności i akceptowania zastanego. Wychowani na hasłach demokratycznych, domagają się respektowania tych haseł także wtedy, gdy nie jest to wygodne dla osób najbardziej wpływowych, czyli najbogatszych.

Począwszy od kontestacji hipisowskiej, we wszystkich wystąpieniach młodzieżowych chodzi bowiem o to samo - o poszanowanie wartości ogólnoludzkich - życia i miłości, które we współczesnym świecie zastąpiono cynizmem służącym konkurencji, będącej eufemizmem nieustannej walki.

Podstawą ruchów antyglobalistycznych jest wiara poparta doświadczeniem i wiedzą, że system, ten czy ów, można zmienić, a nie tylko i koniecznie godzić się nań, choćby nie wiadomo jak był zły. Jeśli system nie służy dobrze ludziom, nie ma się co na niego obrażać i wysadzać go w powietrze - można go zwyczajnie zmienić. Jest to kierunek myślenia ludzi godzących się na demokrację i to minimum wolności, jakie demokracja przynosi - wolności swobodnego wyrażania poglądów, o ile nie obrażają innych ludzi, i wolności uczestniczenia w przekształcaniu obecnych warunków życia na lepsze. W recepcie, jaką Polakom, a zwłaszcza młodzieży, poleca prof. Varga jest zaś tylko \"elastyczne podejście\" do smutnej konstatacji, że będzie gorzej, o ile nie zgodzimy się na status szczura pędzącego w czole wyścigu. Pani Profesor uważa ponadto, że polskie społeczeństwo stać tylko na pełzającą rewolucje, która nie ujawni się w zmasowanym, otwartym buncie, gdyż Polacy nie wyrobili jeszcze w sobie \"nawyków uczestniczenia w demokratycznych procedurach\". \"Prędzej już np. młodzi Niemcy tak załatwią tę sprawę\" - konkluduje - choć wciąż nie wiadomo, co to za sprawa i co to znaczy sprawę \"załatwić\". Polacy zaś będą się frustrować w ukryciu, \"jeżdżąc co jakiś czas na globalne zadymy\". No cóż, gdy pomija się najistotniejszy czynnik procesu, dojść można i do takich wniosków.

Powierzchowność oceny ruchu antyglobalizacyjnego, jaką prezentuje artykuł prof. Vargi, dotyczy także jego składnika kontrkulturowego, wywodzącego się z rewolucji lat sześćdziesiątych, który znajduje odbicie w twórczości wielu artystów, filozofów i pisarzy, a którego mocne akcenty znaleźć można obecnie w działalności pozarządowych organizacji i alternatywnych społeczności lokalnych na całym świecie. To ci ludzie właśnie stanowią trzon ruchu antyglobalizacyjnego, jego siłę napędową. Dostarczają oni równocześnie intelektualnego oręża nie tylko biedakom, ale także uczciwym politykom, którzy chcieliby się oprzeć w swoich działaniach na rozumie. W obiektywie prof. Vargi pacyfistyczna kontrkultura zatrzymała się w swoim rozwoju gdzieś w połowie lat sześćdziesiątych i trwa dalej przy infantylnej formule transformacji formy (np. zwracania się dzieci do rodziców). To chyba największe nieporozumienie, gdyż dzisiejsza kontrkultura nie jest wcale infantylna - jest pełna spójnych syntez socjologicznych, ekonomicznych, posiada udokumentowaną naukowo wiedzę na temat procesów gospodarczych, ekologicznych i społecznych. Jest też zorganizowana w nieformalną sieć internetowych połączeń, czyli \"zglobalizowana\", jak by powiedziała pani Profesor, co z globalizmem w sensie ekonomicznym nie ma żadnego związku.

Kontrkultura antyglobalizacyjna opiera się na odkryciu, którego dokonał John Maynard Keynes, że etapem nieuchronnym w systemie kapitalistycznym opartym na stałym (procentowo) wzroście gospodarczym są \"pułapki płynności\", czyli kryzysy (najbardziej dotkliwy w skutkach był jak dotąd kryzys z lat 1929-33).

Kryzysowi zaradzić może tylko wojna.

Wojna oddala widmo krachu (kryzysu), gdyż kreuje nagły i wielki popyt, stawiając wszystkich jej uczestników i poszkodowanych w konieczności uruchomienia najpierw nadzwyczajnej aktywności w celu zaspokojenia nadzwyczajnego popytu na broń, żołnierzy i amunicję, a następnie, przez wiele lat powojennych - popytu wynikającego z utraty dóbr i zniszczeń wojennych. I o to w kapitalizmie chodzi - o stały wzrost popytu, napędzający stały wzrost produkcji. Wojna służy zatem kapitalistom w dwójnasób - nie tylko chroni ich fortuny przed krachem gospodarczym, ale także pomaga je mnożyć w czasie wojennej i powojennej koniunktury, którą nazywa się wzrostem gospodarczym.

Stały procentowy wzrost gospodarczy staje się jednak po pewnym czasie zmorą systemu, gdyż przebiega według krzywej wykładniczej - jak wygrana z przypowieści o szachiście i chińskim cesarzu. Wzrost taki nie liczy się z miarami Lasów Amazońskich, planet czy galaktyk. Za grosz złożony w banku na pięć procent rocznie można po dwóch tysiącach lat kupić kulę ze złota o masie Słońca. Pytanie kontrkultury brzmi, kto ją wyprodukuje i sprzeda. I gdzie ją należy dostarczyć.

Wojna lub kryzys są zatem koniecznymi formami regulacyjnymi wbudowanymi w kapitalizm - twierdził Keynes ponad pół wieku temu i dawał wyraz swoim poglądom na arenie międzynarodowej jako główny teoretyk systemu kapitalistycznego. Na konferencji w Bretton Woods zdanie Keynesa w sprawie konsekwencji międzynarodowego zadłużenia ze względów politycznych zlekceważono, skutkiem czego państwom można było przyznawać nielimitowane kredyty. Spowodowało to stopniowe uzależnienie wielu państw (w tym Polski) od światowych centrów dystrybucji pieniądza, którym coraz trudniej jest ukryć mechanizm napinania smyczy długów.

Nasilająca się represja związana w wystąpieniami ulicznymi antyglobalistów nie musi być wynikiem wyłącznie upodobania anarchistów do robienia zadym - jak przedstawiają to zależne od międzynarodowych korporacji środki przekazu i co skrzętnie powtarza pani prof. Varga.

Może być także skutkiem manipulacji służących przekazowi telewizyjnemu (są na to liczne dowody zdjęciowe i filmowe, że policja w Goeteborgu i Genui stosowała brutalne prowokacje wśród nastawionych pokojowo uczestników demonstracji), a kierunki manipulacji mogą być wynikiem narastającego lęku bogaczy, że może kryzys wygra z wojną. Czy socjologia pani Profesor uwzględnia takie zjawisko jak zapasy? Biedni stawiają na krach. Bogaci stawiają na wojnę.