Jarosław Markiewicz
Zapiski ze środka zdarzeń


Wracamy ze wsi, bo w Warszawie był szczyt, a my mieszkamy w strefie O i groził nam "legalny" trzydniowy areszt domowy, więc już wracamy, ja za kierownicą, uważam na tych, którzy nie uważają,
a oni owszem uważają się za świetnych kierowców, wiecznych farciarzy, nieśmiertelnych - aż miło jechać w takim dobrym towarzystwie, skrzydła rosną u ramion, husarskie.
Tylko od czasu do czasu zdarza się przesada, wymuszenie, zagapienie - wokół jakiegoś drzewa, słupa zawija się samochód. No ale myśmy się sami naoliwili, że jesteśmy najlepsi i do ostatka jeźdźcy Europy. Takiej wprawy nabraliśmy od Turków, z którymi mieliśmy przepychanki, ale kiedy nas sąsiedzi podzielili jak weselny tort, to tylko nasi wrogowie, wyznawcy Allacha rozbiorów nie uznali, a ponadto jechałem właśnie na darze od Allacha, który czynił ze mnie jeźdźca na 70 koniach równocześnie.
Jeremiasz z tylnego siedzenia pyta.
-Tata, czy kiedy byłeś taki jak ja, to chciałeś być bogaty?
Zaskoczyło mnie to pytanie. Przebiegłem wszystkie możliwe twarde i miękkie dyski pamięci.
- Nie - odpowiedziałem.
- To dlatego jesteś teraz biedny - powiedział Jeremiasz i trudno było odmówić mu racji.
Zrobiło mi się przykro, że moje dziecko ma biednego tatę i że samo czuje się biedne.
Jeremiasz nie dawał za wygraną.
- Ty naprawdę nie chciałeś?
- To mi wtedy nie przyszło do głowy, tak bardzo chciałem wiedzieć jak to jest naprawdę, że zapomniałem chcieć być bogatym.
- To można o tym zapomnieć?
- Czy ty czujesz się tak biedny?- nie wytrzymałem.
- No nie, ale nie czuję się bogaty. A dlaczego ty chciałeś wiedzieć i co chciałeś wiedzieć? po co?
- W tamtych czasach chyba wiedzieć to było więcej niż być bogatym,
trzeba było wiedzieć jak zrobić bombę atomową, a później wiedzieć jak się jej nie bać, to się mogło przerodzić w manię wiedzy, kult wiedzy,
wszyscy chcą wszystko wiedzieć o wszystkim, kamery przemysłowe w miastach, powszechne podglądactwo, telewizje, komórki - i co - co statystycznie wzrasta? - niepokój, że czegoś istotnego nie wiem
- Ale może w końcu czegoś się ludzie dowiedzą?- bardzo rozsądnie rozmawiał ze mną jedenastolatek.
- Czego?- pytam- czego?
- To nie ważne, byle przyniosło szczęście.
- To ty jesteś ten, który czegoś szuka, nie wie czego szuka, ale to coś, co znajdzie, przyniesie mu szczęście. Jak on odróżni to coś, skoro nie wie jak to wygląda, a ciągle coś znajduje.
- Skąd wiesz, że znajduje, może znajduje, ale nie bierze, bo to nie ma znaczenia.
- To co ma znaczenie?
- Być bogatym.

*
Zmarł Kapleau, 6 maja. Kiedy go pierwszy raz spotkałem, lotnisko Okęcie, był wielką atrakcją. Malutki jak chłopiec, w czymś mundurkowatym, podobał mi się krój kołnierza jego marynarki - stójka. Miał mesjaniczne zamiary, chciał cały świat nawrócić na buddyzm, a wówczas cały świat - nie tylko dla niego, to była Ameryka, pierwsza potęga.
Tu zaprosiła go Europa, i to ta bardziej egzotyczna. Nie byłem przyzwyczajony w naszym ponurym klimacie do ludzi ciągle pokrytych uśmiechem. Czy uśmiech Kapleau był to uśmiech amerykański nr któryś tam, czy buddyjski - nie potrafiłem do końca odróżnić. W naszym ponurym klimacie jeśli ktoś się wreszcie śmieje, to jest to jakby bardziej żywiołowe i dogłębne. Uśmiech powtarzający się na posągach Buddy jest ledwo zaznaczony, jak u Mony Lizy, ale bardziej symetryczny i doskonały, rozpoznawalny też w innym ułożeniu twarzy, twarz puściła ale nie odfrunęła, jest tutaj, bo wszędzie jest tutaj, jest teraz, bo zawsze jest teraz.
Nie dziwiłem się zatem mesjaniczności Kapleau, bo też miewałem wizje globalizacji i buddyzm pogłębiający psychoanalizę (jungowskie wydanie) wydawał mi się platformą do przyjęcia dla wszystkich.
Zajmująca była też dialektyka zdarzeń, skarb przewieziony z pokonanego kraju, tak powszechnie pożądany, że zmieniający dusze - gdzie jest zwycięzca. gdzie pokonany? Japoński zen szerzył się podobno w Ameryce jak pożar, ach słodkie są, słodkie pastylki Murti-Binga.

*
Jeremiasz wrócił ze szkoły i powiedział, że pani powiedziała, żeby sobie tak nie bimbali, bo za kilka dni będą ułamki, a ułamki są naprawdę trudne. Włos mi się zjeżył na karku starego samca - i już chcę coś powiedzieć o tej nauczycielce, ale nie mogę podrywać jej autorytetu. więc milczę.

 

powrót do spisu treści