Krzysztof Lewandowski
Transtaza. Trans i ekstaza w jednym tańcu


Trans. Szorstki, narzucający się, chwilami nieobecny, lekko szalony, ale kontrolujący sytuację. Jego zdecydowanie męski charakter, konwulsyjny sposób bycia, epatuje siłą, zdecydowaniem. Adept transu czaruje mocą, wtajemniczeniem w sprawy wielkiej wagi. Jest nim w równej mierze chrześcijański pokutnik uliczny, indiański szaman, muzułmański derwisz czy dyskotekowy bywalec.

Czarownik, szaman czy ksiądz występujący przed publicznością celebrują ten obrządek od tysiącleci. W transie trzeba się skontaktować ze światem duchowym, ale trzeba też przekonać uczestników rytuału, że ten kontakt ma miejsce. Jest więc w rytuale i aspekt prywatnego doświadczenia osoby wchodzącej w trans, i aspekt czysto teatralny budowania przez tę osobę nastroju wśród uczestników zgromadzenia. Innymi słowy, osoby wchodzące w stan transu muszą dbać o należytą oprawę i przebieg rytuału, co ma sprzyjać wzrostowi wiary w treść przekazu. Ceremonia ma utwierdzać w zaufaniu do osoby kapłana, do jego zdolności kontaktowania się ze światem duchowym.

Dlatego możemy mówić o publicznym, czy wręcz populistycznym charakterze wszelkich ceremonii, a także o egotycznym aspekcie wysiłków kapłana w celu kształtowania własnego wizerunku.

Trans jest najczęściej wywołany przez powtarzający się ruch oraz śpiew i towarzyszy mu zwykle głośna muzyka oparta na prostych rytmach. Wrażliwość na rytm wzmacniają rozmaite środki: dym kościelnego kadzidła, narkotyk w postaci alkoholu (choćby i wina) oraz tradycyjne ludowe narkotyki i mikstury, znane wszystkim starym kulturom. Kultura pop powiększa ten rejestr o narkotyki syntetyczne.

Wchodzenie w trans jest od wieków głównym zajęciem kapłanów wszelkich tradycji, którzy podejmują się roli pośredników w kontaktach ludzi ze światami (w tradycjach Zachodu) albo stanami (w tradycjach Wschodu) duchowymi. Charyzmatyczna osoba szamana, kapłana czy wróża umie ten kontakt wykorzystać z pożytkiem dla ludzi. Przekaz odbywa się w ogniu religijnego uniesienia.

W Polsce rytuał transu, wypędzony z kościołów i nieobecny w czasie świąt ulicznych, zdominowanych przez historię bądź sztywną celebrę, znalazł sobie locum w dyskotece. Niestety, dyskoteka zniekształciła istotę transu. Pogrążeni w transowym tańcu, dyskotekowi "kapłani" i "kapłanki" zapominają, że trans to tylko środek, wehikuł komunikacji z innymi ludźmi, że wyższe światy, które się otwierają w takich doświadczeniach, są światami ponadindywidualnymi i że wspólne uczestnictwo w rytuale transowym nakłada na tych, którym się udało przebić w "wyższe" rejony, obowiązek przekazu, dzielenia się przeżyciem z innymi uczestnikami transowego obrządku. Najczęściej jednak podczas tańców w transowych rytmach obserwuje się tancerzy ze wzrokiem wbitym w podłogę, albo egomaniaków zachwycających się własnym ruchem - zatrzaśnięte bramy komunikacji z innymi ludźmi. I po co ten trans, skoro dla zagłębienia się w sobie bardziej na miejscu byłaby ekstaza?

Ekstaza jest cudowną kochanką na drodze samotnika odkrywającego siebie. Jest przeciwieństwem transu - zdecydowana introwertyczka, samotnica, mniszka klasztorna, uważna i wyciszona, wystawiona subtelnymi zmysłami na światy duchowe. Jakże łatwo jest ją dotknąć przez powietrze, musnąć wzrokiem, poczuć w niej ciszę, dzięki której każdy dźwięk jest piękny. Ekstaza żyje poza czasem, a zatem jest stanem bycia poza rytmem. Jest tylko jej wewnętrzny nie-rytm, który harmonizuje z każdym rytmem. W warstwie melodycznej zaś ekstaza jest przełamaniem pojęcia "dysonans". Dla ekstazy nic nie jest dysonansem. Każdy dźwięk utworu w innej tonacji? - a cóż to za problem. Te prawdy o byciu poza rytmem i poza melodyką niesie jak sztandar współczesna muzyka jazzowa.

Tanecznym wyrazem ekstazy są formy tai-chi, sakralnego tańca hinduskiego, techniki chi-kung czy tantry. Istotne są tu kierowane strumienie energii, a sam taniec ekstatyczny jest formą zaawansowanej medytacji w ruchu.

A więc on, trans, cykliczny, konwulsyjny, teatralny, publiczny, spektakularny, gwałtowny, mocny. I ona, ekstaza, izolująca się, cicha, zagłębiona w siebie, prywatna, medytująca.

Pod wpływem nowych gatunków muzyki i on, i ona mogą przeżyć wspólne doświadczenie głębokiego kontaktu z rzeczywistością. Wystarczy tylko być równocześnie i w transie, i w ekstazie. Bycie w tanecznym transie to uważne wsłuchiwanie się w muzykę, ale również pozostawanie w przytomności tego, co dzieje się z partnerem, bycie z nim "tu i teraz".
Przeżywanie tanecznej ekstazy wiąże się z kolei z dziwnym spowolnieniem czasu. Rytm i melodia odsuwają się wtedy gdzieś w tło zdarzeń. W tak wolno płynącym czasie, wrażeniu znanym ze wszystkich głębszych medytacji, jest czas na wszystko: na wzajemny kontakt partnerów poza rytmem i melodią, na kontrapunkt, śmiech z farsy, jaką jest taniec, i na poczucie wyjątkowości tańca jako środka komunikacji.

W takiej wyjątkowej chwili tancerze rozmawiają ze sobą o wszystkim - ruchem, ciałem, gestem, miną, spojrzeniem, poza rytmem i melodią i w głębokim poczuciu bycia razem i wszędzie. Stan pełnej obecności w świecie zewnętrznym, a jednocześnie głębokie, medytacyjne pogrążenie się w sobie - to właśnie jest stan transtazy.

W tym stanie tańczący są złączeni wspólnym przeżywaniem obecności planu uniwersalnego.

Tekst uratowany przez Słomę, eksponowany na wystawie "Fetysze, ołtarzyki, wizje", zorganizowanej w Lubartowie w 1999 roku.


powrót do spisu treści