Krzysztof Lewandowski
Równoległe światy


Przeczytałem ostatnio fascynującą historię dr. George'a Rodonaia, opisaną w książce "The Journey Home". Dr. Rodonai, neuropatolog pracujący na Uniwersytecie Moskiewskim, uległ wypadkowi samochodowemu i przeleżał w kostnicy 3 dni, zimny, uznany za martwego.

Jego historia zaczyna się od wspomnienia całkowitej czerni, w jakiej się nagle pogrążył, czerni bez czucia, dźwięku i zapachu, czerni zupełnej. W tej czerni "zmarły" nadal jednak czuł się doktorem Rodonai, więc logicznie zadawał sobie pytanie: "Jak mogę istnieć, skoro mnie nie ma?". I wtedy przyszła mu do głowy sentencja Demokryta "Myślę więc jestem", z której wyciągnął wniosek, że jednak istnieje.
"A skoro jestem, to dlaczego moja wizja świata jest taka mroczna?" - pomyślał doktor - i jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, nastała całkowita i oślepiająca jasność, jasność nieporównywalna z niczym, co znał, gdyż nie migotała, jak słońce, i nie trzeba było od niej odwracać oczu.
Z tej jasności zaczęły się wyłaniać z pozoru chaotyczne trajektorie atomów i cząsteczek. Wtedy dr Rodonai zauważył, że jest w nich symetria i piękno i że chaos nie istnieje. Nie istniał też czas, gdyż w momentalnej retrospektywie objawiło się doktorowi całe jego życie, ale objawiło nie chronologicznie, nie od narodzin do wypadku, ale synchronicznie, w jednej chwili. Całe jego życie stanęło przed nim NARAZ.
Obserwował je bez jakiegokolwiek poczucia winy, wstydu czy lęku. Gdy tak synchronicznie "był" wśród ludzi i w sytuacjach, które przeżył, czuł, że niektórzy wyczuwają jego obecność, choć nikt tego nie wyrażał. Napełniał go spokój i niczym nie mącona radość.
Wreszcie, jakaś siła zaczęła go wyrywać z tej błogości. Okazał się nią być lancet lekarza rozcinającego mu zimny brzuch w celu dokonania autopsji. Wtedy Rodonai otworzył oczy.

Ta opowieść sugeruje, że istnieją platformy poznawcze obce nauce (symbolizowanej przez lancet), bo nie mieszczące się w jej racjonalnym schemacie. Na takim subiektywnym planie znika zarówno poczucie winy, jak i lęk, rozpuszczone niejako w wielotorowej percepcji tego, co jest. Jest to płaszczyzna współodczuwania, zwanego także miłością.

Na tym terenie nie obowiązują zasady termodynamiki. Tutaj też daje się więcej, niż bierze.

 

powrót do spisu treści