Basia Koniarz
Poradniki czyli rady od parady


Potrzebowałam ostatnio sprawdzić jak wyglądają polskie i nie tylko, poradniki ogrodowe, modowe, wystrojowe, ustrojowe…
Ja prasy nie kupuję. Szkoda mi drzew.

Spędziłam więc dwie czarowne godziny w EMPiK-u wertując dziesiątki prawie identycznych pism. Liczba tego towaru była dla mnie szokiem a wszystkie wyglądały pięknie. Drukowane na super papierze, w przecudownych, wręcz prawdziwszych niż naturalne, kolorach, kobiety tylko te najpiękniejsze, mężczyźni modelowi, wnętrza na fotografiach wydizajnowane do bólu, jedzenie mało co nie przemówi, artykuły wzruszające, pouczające, idealizujące, lansujące, a porady na wszystko, jak schudnąć, jak się ubrać, co pić, czym się smarować, co mówić, jak robić, czy sex i jaki, coś o dzieciach, kochankach, gdzie jechać, o czym marzyć, co jeść, a czego kategorycznie nie, w jakiej pozycji spać… Multum wspaniałych porad. Tylko stosować i zacząć wyglądać jak uśmiechnięte (i sexowne) babki z pierwszych stron czy rozkładówek.
Dziwne, że jak na tak ogromną ilość poradników, ulice nie są zapełnione, szczęśliwymi, przecudnymi kobietami. Dlaczego to nie działa?
Tyle kasy wydają na to wydawcy, sesje zdjęciowe na końcu świata, najwspanialsze modelki, aktorki, unikalne wnętrza i… nic.
Większość kobiet, nawet po przeczytaniu dużej dawki tej "literatury", nie zmienia w swoim postępowaniu nic, a wręcz przeprowadzone wśród czytelniczek badania wskazują, że ok. 70% popada po przeczytaniu kolorowego pisemka w depresję. O co chodzi, jeżeli to nie polepsza życia człowieka? Jaki jest tego cel?

Chyba budowanie iluzji, odciąganie od przeżywania życia i kierowanie uwagi na życie gwiazd, stwarzanie poczucia niezadowolenia z siebie, ciągłe porównywanie z wydepilowanymi babkami z okładek, tworzenie ciśnienia bycia trendy, bycia zabawowym, karierowym, topowym. Porady z pisemek kobiecych dotyczą przede wszystkim zewnętrza, lansują ludzi "zewnętrznych", czyli nastawionych tylko na pokazywanie się, prezentowanie, posiadanie, porównywanie, ocenianie, popisywanie, przynależenie do określonej grupy konsumentów. A konsument to nie człowiek, to istota, której szczęście mierzy się ilością i wartością kupionych przez nią towarów. Nie liczy się w przypadku konsumenta czy służą mu te wszystkie przedmioty w rozwoju, zdrowiu, spełnieniu. Nie o to chodzi, chodzi o wyprodukowanie czegokolwiek, i sprzedanie tego z zyskiem. Zysk a nie dobro i godność ludzka jest naczelnym celem produkcji. Spójrzmy na rynek ciuchów na świecie. Wyprodukowano tego już tyle (a produkcja trwa non stop), że ubrań starczyłoby na setki lat. Bardzo często, ubrania szyją chińskie dzieci, a wynagrodzeniem dla nich jest miseczka ryżu. Ale co rok zmienia się moda, presja bycia lansy jest ogromna, a propagowanie wychudzonej sylwetki jest chyba celem naczelnym pism kobiecych, tak jakby ci, którzy robią te pisma nie wychodzili na ulice i nie widzieli jak wygląda kobieta w realu.

Moda na anorektyczną figurę. Kto to wymyślił? Projektanci mody, którymi najczęściej są homoseksualiści, a oni potrzebują kobiet tylko jako wieszaków dla swoich kolekcji. Natomiast kobiety na świecie uznały chudość za kanon i teraz dieta za dietą, dietę dietą pogania i tylko stres i coraz większa nadwaga i stres i nadwaga i stres i… a nowa moda znowu wymaga wciętej talii.
Wokół tysiące bilbordów obiecujących szczęście i spełnienie w zakupach, niekończące się bloki reklam, lepiej ubrani koledzy w pracy, po to przecież pracuję, kupować, kupować, kupować… Czy w życiu chodzi o kupowanie?

Wszyscy do tego przekonują, bo z tego mają pieniądze. Kupuj, konsumuj, wyrzucaj, dostosowuj się do mody, kupuj, kupuj. Inwestuj w wizerunek zewnętrzny, może nowy puder, a może dieta kolejna, a buciki, koraliki, fryzurki, pazurki, pedikurki. Nowa generacja podpasek opanowuje świat, bez tego kobieta nie jest prawdziwą kobietą, ten zapach gwarantuje sukces, rzęsy niepodkręcone i niewydłużone - klapa na randce, coraz nowsze, stare rodzaje piwa, piwo non stop, piwo gwarancją sukcesu, siły, przyjaźni, chipsy - balanga, sex, szczęście rodzinne. Jakie to proste, musisz tylko kupić sobie coś i będzie super, uśmiechnięte twarze, miłość od pierwszego ptasiego mleczka, kisiel dobry na wszystko.

Ale co z tego tak naprawdę wynika? Myślę, że przede wszystkim frustracja, że w życiu nie jest tak jak w reklamie, czy w poradniku. Po drugie poradniki podają przede wszystkim szybkie i cudowne kuracje, a nie namawiają do systematycznych ćwiczeń fizycznych, do zdroworozsądkowego ograniczania zakupów, jedzenia tylko tego, co nam służy, a nie smakuje, do skupienia się na poznaniu i zaakceptowaniu siebie, swoich prawdziwych, a nie sugerowanych pragnień, do medytacji, do bycia w zgodzie z Naturą, do świadomości życia w procesie… Poradniki zachęcają, do podglądania, interesowania się życiem innych ludzi, do plotkowania, zazdroszczenia, są nieekologiczne w swoim objętościowym nadmiarze: w ilości stron jak i gadżetów do nich dołączanych. Zachęcają do ciągłych zakupów. Do skupiania się na wyglądzie, ciuchach, dodatkach, na opakowaniu.
A co robimy z tymi rzeczami jak je zużyjemy? Albo zapychamy nimi szafy i ciągle nie mamy co na siebie włożyć, albo wyrzucamy i powiększamy problem zanieczyszczenia środowiska.

A co się dzieje po zdjęciu tych modnych ubrań, zmyciu makijażu, odrzuceniu coolmaski? Zostajemy my, ze swoimi zadami i waletami. Ze wszystkim, co nam w środku gra, z pragnieniami serca, których pyszny obiadek nie zaspokoi, z pragnieniem spokoju i spełnienia, których nowy ciuch nie zastąpi, z pragnieniem miłości i radości, których nie da nam opowieść o czyimś nawet najwspanialszym życiu.

Więc może zamiast czytać poradniki… poczytajmy w sobie, poszukajmy w sobie spokoju, najlepszego doradcy jak autentycznie przeżywać powodzenie i szczęście.

Satysfakcja gwarantowana.

powrót do spisu treści