Tanna Jakubowicz-Mount
Wołanie o wizję
Ostatnio moje życie pełne jest dziwnych koincydencji. Ledwie zainspirowałam
się książką Levina, żeby sobie zafundować ostatni rok życia, to pojawia
się Rick Jarow - mój nadworny astrolog, zagląda mi w horoskop i odzywa
się tak: "No więc masz ten rok na dopełnienie rodzinnej karmy, a
potem nie masz wyboru- musisz robić to co do ciebie należy". I zaraz
Sanchez przybywa z Meksyku z odsieczą, ze swoim warsztatem, którego zwieńczeniem
jest pogrzeb wojownika.
Ostatni rok mojego życia
Kopiemy własnoręcznie grób na szerokość i długość ciała i 10 cm od nosa
do krypty z gałęzi i płachty przysypanej ziemią. Na pierwszej łopacie
ziemi pojawia się salamandra- żółta w brązowe kropki, zwinięta w kłębek.
Rozwija się, okrąża miejsce na grób, zatrzymuje się i znika. Czytam w
księdze wróżb - jaszczurka to pani śnienia - pomaga wejść w sferę ciemności
i ujrzeć cień rzeczywistości przejawiony w snach i wizjach.
Cały dzień przygotowujemy się do wejścia do ziemi. Trzeba przygotować
się duchowo do umierania. Napisać testament z ostatnim przesłaniem do
swoich bliskich, rozdysponować wszystkie swoje dobra doczesne. Najważniejsza
jest jednak intencja i prośba do Matki Ziemi.
Zwracam się do Matki Ziemi, aby pomogła mi oczyścić moje serce ze wszystkich
pozostałości - warstw błota i skamielin - lęku przed odrzuceniem i zranieniem,
gniewu i złości, nadmiernej kontroli jako ochrony przed nagością, przed
nieoczekiwanym, bolesnym, nieznanym. Pragnę zrzucić wszystkie zasłony
między sobą a innymi. Chcę uwolnić energię miłości, aby popłynęła jasnym
strumieniem. Chcę aby moja medicine - moc uzdrawiania - zajaśniała pełnym
blaskiem. Jeszcze tylko ostania spowiedż wobec Dziadka Ognia, który jest
najstarszym żywiołem. Rozmawiam z nim jak z prawdziwym dziadkiem, którego
nigdy nie miałam. Ofiarowuję mu moje postanowienie puszczenia całej kontroli
i poddania się temu, co się pojawi i niech tak się stanie - asi serra.
Życzliwy kolega z sąsiedniego grobu pomaga mi wejść do środka i zasypuje.
Boję się, że się uduszę, ale oddycham z ziemią. Zaczynam prosić Matkę
Ziemię, żeby przyjęła moje lęki i płaczę i czuję jak otwiera się źródełko
i rozpuszcza grudy bólu. Zapadam się w niebyt. Czy to na jawie czy w półśnie
tańczę taniec szkieletów. Otwieram oczy kiedy bębny nawołują do wyjścia
z grobu. Czuję ogromną wdzięczność do Matki Ziemi, że mnie przyjęła tak
miłośnie. Taniec do wschodzącego słońca i wyznanie wobec Dziadka Ognia
pomagają nam się odrodzić i ugruntować doświadczenie nocy spędzonej w
grobie.
Kroki ku Wolności
I cały rok pracuję z małą grupą wg programu Sancheza : Steps of Freedom
- Chodzi o rekapitulację - przepracowanie i uzdrowienie wszystkich relacji
i powiązań z całego życia, uwolnienie się od wszelkich uzależnień, nawyków
i innych energochłonnych schematów myślenia i działania. Okazuje się,
że dla mnie najważniejszą intencją jest przestać wychodzić z pozycji pomagacza,
nauczyciela, przewodniczki stada, starszyzny itp. Uwolnić się od potrzeby
działania z pozycji "ponad" - dominowania, kontrolowania, pilnowania
innych. Wiem teraz, że uzbroiłam się w cały ten sztafaż siły, specjalnej
roli, kwalifikacji , bo nie wierzyłam, że mogę być chciana i kochana po
prostu taka jaka jestem. Dlatego musiałam poczuć się tak ważna i potrzebna.
Moja nauczycielka Zen Sonia zna mnie od podszewki i wspiera. Powiedziała:
"Jak możemy żyć w prawdzie z tym cudownym, wolnym Nie-Ja, jeśli wychodzimy
z jakiejkolwiek pozycji?
Wierzę, że odnajdziesz siebie w piękny sposób".
Wyrocznia Tolteków
I znów po roku pojawia się Sanchez, a ja jestem szczęśliwa, że mogę zakończyć
ten ostatni rok w mocny, dobry sposób. Moją intencją jest rozstać się
z osobistą historią i żyć w zgodzie z moim medicine - ścieżką serca.
Siadamy w kręgu przy Dziadku Ogniu. Victor przygotowuje nas do nocnego
czuwania i opowiedzenia historii swojego życia. Pyta kto chciałby czuwać
i mówić w obecności drugiej osoby. Patrzymy na siebie z Jorgenem i razem
podnosimy ręce. Siadamy przy ogniu o świcie, widzimy jeszcze gwiazdę poranną,
a dwa kruki tańczą wysoko w pierwszych promieniach wschodzącego słońca.
Zaczynamy od przywołania kierunków i okadzenia siebie nawzajem.
Jak niesamowicie jest powierzyć swoje życie świadkowi, który jest bratnią
duszą i tak pięknie potrafi mnie przyjąć.
Wieczorem Victor wychodzi naprzeciw naszej prośbie o mocną wizualizację.
I wprowadza nas z muzyką do głębokich podziemi, abyśmy zobaczyli swoje
drugie ja, swoja duszę. I zobaczyłam świecące jajo, w którym tańczyły
spirale światła, a kiedy wyszłam z podziemi jajo zaczęło gwałtownie rozszerzać
się aż wypełniło cały świat. Teraz Victor prosi, żeby każdy po kolei wyszedł
na środek i po słowach: OK., to jest moment prawdy
. i staje się coś niesamowitego,
bo kręcę się wokół własnej osi i krzyczę, że nie wiem gdzie się kończę,
bo czuję, że się wydłużam i rozciągam się w nieskończoność. Jestem oszołomiona
i długo nie mogę wrócić do swojej skóry.
Następny dzień jest pełen pięknej pracy z żywiołami, zostaję ochrzczona
wodą z jeziora, pierwszy raz w życiu przyjmuje chrzest i to z rąk szamana,
który modli się i błogosławi mnie w języku swoich przodków. A wieczorem
szykujemy się do wyjścia do lasu na spotkanie cieni, ale przedtem Victor
zatrzymuje nas, bo usiłuje sobie przypomnieć, co miał jeszcze komuś do
przekazania. Patrzy kolejno na każdego z nas i w końcu wbija wzrok we
mnie - "już wiem, Tanna ma zrobic "Oracle" - i to przed
jutrem". Jezu, czuję się w dziwny sposób wyróżniona i porażona, ale
o nic nie pytam. Znów wstaję przed świtem, przywołuję kierunki, witam
wschodzące słońce - Tajau, okadzam się i idę do stodoły gdzie już czeka
Księga i Wyrocznia Tolteków i Dziadek Ogień. Karmię Dziadka dobrym tytoniem,
zwracam się do niego z prośbą o wsparcie mojej pracy z wyrocznią. Moje
pytanie i intencja jest: "Kim jestem i co mam do zrobienia? I to
się powoli odsłania karta po karcie.
Najpierw Ilama - Matka Ziemia, która polewa w szałasie potów mówi mi,
że muszę oczyścić i uzdrowić moje ciało i udrożnić przepływy energii,
żeby przygotować wehikuł do pracy mojego życia - nowego projektu, który
się rodzi z łona Matki, odżywiany przez jej łożysko.
Następnie - Kahullumari, który niesie księgę mądrości, gdzie zapisane
są nasze zadania w tym życiu. Jeleń wzywa mnie, żebym wołała o wizję,
która pokaże mi ścieżkę serca. Muszę być czujna na znaki Wielkiego Ducha
- zawrzeć z nim święte przymierze.
Teraz Takpatl - Krzemień - przekazuje, że tylko przebudzona świadomość
jest jak lustro odzwierciedlające cały kosmos, pokazujące świętą jedność
wszystkiego. Muszę "wyrzeźbić" swoją prawdziwą twarz, żeby widzieć
jasno innych i być przez nich widzianą.
Teotl - Trzcina wzywa mnie, żebym była niezłomna na swojej drodze i jednocześnie
giętka, poddająca się wiatrom losu. "To co najlepsze w Tobie ujawni
się tylko wtedy i oświetli świat, kiedy włożysz całą swoją pasję w to,
co Cię naprawdę obchodzi, w to, co kochasz."
Mówi mi: "Szybciej niż myślisz iskra ducha zapali ogień twojej pasji
i zaczniesz walkę swojego życia."
I w końcu karta serca - świętego środka mojej wyroczni - Tatewari - Dziadek
Ogień!
W tolteckiej kosmogonii pierwszy był ogień, nie słowo. Iskra ognia, jest
energią, która stworzyła Wszechświat. To pierwsza manifestacja Jedności.
Symbol starszyzny: mądrości, mocy i potencji. To najmocniejszy i najmądrzejszy
sprzymierzeniec jakiego mogłam uzyskać. Dziadek towarzyszy mi w moim procesie
dorastania do spełnienia misji mojego życia. Z wdzięcznością dokładam
do ognia dwie pasujące do siebie kłody. Spalając się tworzą paszczę pierzastego
węża, Ujawnia się w pełni to, o czym marzyłam. Stworzę ośrodek - Kużnię
Serca - a Dziadek będzie palił w piecu i pomoże mi przekuwać energie przemocy
w moc tworzenia.
Po tym przeżyciu kolejne spędzenie nocy w grobie jest już tylko błogim
zespoleniem z Matką, pulsowaniem wspólnym rytmem serca.
Vision Quest
Kahullumari- Błękitny Jeleń chce, żebym poszła na odosobnienie i prosiła
o jasną wizję. Napomina mnie: "W swoim sercu trzymaj pytanie: Jaki
sen mnie śni, w co mam włożyć całą swoją energię? W swojej praktyce zawsze
pytaj: Jak mogę dać więcej światła światu?".
Więc idę w góry, bo tak się składa, że Vision Quest jest zwieńczeniem
roku naszej pracy. Wybieramy Kotlinę Kłodzką, bo tam mieszkają nasi przyjaciele
i miejsce jest oswojone.
Szukam dla siebie dobrego miejsca, żeby siedzieć 3 dni i 3 noce bez wtrętów
cywilizacji i decyduje się na nasze kobiece miejsce z szałasem potów,
bo bardzo chce siedzieć nad rzeką.
Mała polanka pod lasem, pełna fioletowych ziemowitów -zakwitają w naszej
lodżi i wszędzie dookoła.
Sowa
Ale noc przed wyruszeniem śpię w Betlejemce i budzi mnie wołanie Sowy,
najpierw z oddali dwa pohukiwania następujące jedno po drugim - jedno
proste, drugie bardziej złożone, melodyjne. Nagle słyszę ją bardzo blisko
i mocno - usiadła na dachu Betlejemki - coś w samym środku mojego ciała
otwiera się na to wołanie.
Sowa - ptak ciemności
woła moją duszę
o przebudzenie,
o prawdziwe przejawienie
Moja dusza jest sową wysiadującą w ciemności świetliste jajo. Moja dusza
jest świetlistym jajem wysiadywanym w ciemności. Jak świetliste jajo za
lustrem jaskiniowej komnaty, w którym tańczą spirale, które samo jest
tańczącą spiralą, zataczającą coraz szersze kręgi.
Czytam w księdze indiańskich wróżb - "Koło uzdrawiającej mocy"
że: "...moc sowy to jasnowidzenie, widzenie światła w ciemności".
Przychodzę na miejsce odosobnienia zaraz po świcie, zbudować krąg z kamieni,
rozpalić ogień, swoim zwyczajem okadzam się, wzywam strażników i duchy
opiekuńcze wszystkich kierunków i buduję ołtarze wschodu, południa, zachodu
i północy. Przywołuję Starszyznę - swoich nauczycieli duchowych i przodków.
Jak cudownie jest siedzieć samej, nareszcie mogę siedzieć w medytacji
do woli, bez dzwonków i klapek. I pamiętam, że mam tańczyć święty taniec
dla słońca poczynając od wschodu aż do zachodu słońca, przeplatając go
fazami medytacji. Taniec ponosi mnie, tracę kontrolę nad ciałem, taniec
mną tańczy - rytmy ni to głupka wiejskiego, ni to zwierzęcia. Innym razem
wołam Wielkiego Ducha, żeby wskazał mi ścieżkę serca - czuję silny rozbłysk
światła w oku, czy mam podążać za światłem?
Codziennie przed zachodem słońca idę nad rzekę, ulubione miejsce pod
lipą wielopienną z wielką dziuplą - waginą - naturalne schronienie. Siedzę
i rozpuszczam się w wodzie i spływam jak topielica, twarz i ciało ścierając
na kamieniach, aż nic nie zostanie.
Noc zimna jak lód, odzywa się stara rwa kulszowa - myśłę, cóż trzeba bedzię
się wycofać, przecież muszę dbać o mój wehikul podróży, ale jakoś przeszło
i mogę znów usiąść do porannej medytacji. Nareszcie, ciepło, kładę się
na słońcu i myślę sobie, że jak będę starą kobietą, to pójdę przed śmiercią
w dzikie ostępy, przestanę jeść i po prostu umrę. Poczułam nagle, że dzisiaj
jest dobry dzień, żeby umrzeć. Czuję się naprawdę osłabiona. Chcę robić
wszystko jakby ostatni raz w życiu. Uważnie, spokojnie, dokładnie, cierpliwie.
Idę do rzeki, umyć się, zmienić ubranie. Ale nie, rozbieram się do naga
i kładę na słońcu. I pojawia się potrzeba, żeby zostawić coś po sobie
i samo się zaczyna pisać.
Ten świat jest pożerany z powodu wielkiego duchowego głodu człowieka!
I dlatego:
Najpilniejsza i najpiękniejsza praca jaka nas czeka to:
- zespolenie z naszą duchowa istotą, a tym samym z duchową istotą Wszechświata
- harmonizowanie i godzenie przeciwieństw w nas samych i tym samym na
całym świecie.
Człowiek, który żyje z w złudzeniu oderwania od Całości, od źródła życia,
jest wiecznie nienasycony, głodny i wściekły i dlatego wyrywa z brzucha
Matki Ziemi jej dobra i przerabia na gadżety i klatki i karmi się erzacami.
Dlatego tak ważne jest, abyśmy przebudzili się do swojej prawdziwej natury
i połączyli z wiecznie odnawialnym źródłem w nas samych, które czerpie
z niezmierzonej obfitości wszelkiego dobra.
I znów usiadłam nad rzeką o zachodzie słońca i prosiłam Tajau - Ojca
Słońce o pokazanie mi, jak mogę znaleźć się w ramionach Wielkiego Ducha.
A on napełnił rzekę świetlistymi refleksami i płynęła rzeka złota, aż
wpłynęła do królestwa Wakan Tanka wypełnionego czystym światłem. I tak
kończy się moja opowieść o ostatnim roku mojego starego życia.
|