Sławomir Gołaszewski
Biologiczne i neurologiczne podstawy muzyki
Przeprowadzenie dowodów na biologiczną reakcję słuchu na złożoność dźwięku
i wyprowadzenie stąd genezy tonalności muzycznej opartej na niezmiennych
prawidłach przyrody wraz ze stwierdzeniem wskazania na biologiczno-genetyczne
podstawy muzyki po raz pierwszy zostało dokonane dopiero w roku 1988,
choć sam termin tonalność znany już był, od kiedy w latach 1842-44 wprowadził
go do obiegu belgijski teoretyk F.J. Fetis na oznaczenie stosunku melodii
i porządku harmonicznego kompozycji do tonu zasadniczego toniki jako centre
harmonique; pojęcie wprowadzone zostało już przez J.F. Rameau (1722) i
wiąże się ściśle z określeniem tonacji. Tonika jest punktem wyjścia i
zakończenia kompozycji. Choć w Indiach wiedza na ten temat sięga podobno
czasów przedwedyjskich i ma tysiące lat, pierwszy jej zapis zawdzięczamy
dziełu Bharaty Natjasiastra, do którego wprowadzenie w wersji angielskiej
pojawiło się dopiero na początku lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku.
Pod koniec lat pięćdziesiątych profesor Hausmann odkrył, że w całej różnorodności
tonacyjnych systemów używanych w kręgu kultury Indii, mimo istotnych i
znacznych różnic harmonicznych w przebiegu kompozycji, istnieje centrum,
wokół którego skupiony jest przebieg melodii. Z nauk tych skorzystał jazz
i cała awangarda. Od tej pory zaczęto też coraz częściej sprawdzać, jaki
wpływ może mieć muzyka na ludzki organizm. Początkowo wiązano to z wpływem
fal magnetycznych. Anegdotyczny już przykład, niejednokrotnie wciąż powtarzany,
zawarty jest w dramatycznym pytaniu: co się dzieje ze słuchaczami muzyki
rockowej, skoro surowe jajka umieszczone w pobliżu wzmacniaczy upiekły
się na twardo? Minęło kilka pokoleń, a pytanie nie traci nic ze swego
dramatyzmu i wciąż pozostaje bez odpowiedzi.
Przy okazji udowodniono po raz kolejny, że hałas ma wpływ na żywe organizmy,
a krowy straszone gwałtownymi i nieznanymi dźwiękami reagują podobnie,
jak ich poprzedniczki na parowozy, auta i motocykle.
Wtedy też odkryto terapeutyczne właściwości muzyki. Terapeutyczne w sensie
najpierw filozoficznym, nadanym przez Sokratesa, a następnie para-medycznym.
Oczywiście zdawano sobie z nich sprawę i wcześniej, teraz natomiast otrzymały
naukową oprawę i racjonalne podstawy. Jedną z takich racji było odkrycie
potrzeby relaksu. Relaks przy muzyce stał się źródłem przyjemności, mogącej
odmienić wrażliwość i percepcję, odwrócić uwagę od źródła bólu, spowodować
zmianę świadomości i zakłócić presję nieuchronnych wpływów zewnętrznych.
Prowadząc tego rodzaju eksperymenty naukowcy pozostawali izolowani w ramach
swych dyscyplin, a jednocześnie rozwój medialnej technologii sprawił,
że pojawiła się muzyka, jakiej wcale nie brali pod uwagę. Rolę instruktorów
i przewodników po świecie muzyki przejęli artyści. Musica mundana, jako
ezoteryczna domena elit, straciła rację bytu, zaś musica humana zaczęła
pretendować do roli simphonia mundi. Owa uzurpacja natchnęła profesora
Roberta M. Schaeffera do zweryfikowania obiegowych poglądów i opinii na
temat muzyki. Jego wizja fonosfery jest ostatnią katastroficzną teorią
minionego wieku i zapewne długo jeszcze będzie inspirować poszukiwaczy
utopijnych koncepcji uniwersalnej naprawy świata. Rzeczywisty paradoks
takich inspiracji polega na tym, że kiedyś inaczej pojmowano i naukę,
i sztukę. Jako anegdotę powtarzam dwie historie z Akademii Muzycznej w
Warszawie. W pierwszej pani profesor z wydziału realizacji dźwięku przerobiła
hinduski instrument burdonowy, grający wspomniany wyżej ton centralny,
[rozłożony jednak na mniejsze elementy] na mandolinę, nie słuchając, jak
brzmi oryginalnie, przerażona, że coś jej się sprzęga w konsolecie.
Owo sprzężenie faktycznie zachodzi na poziomie elektro-magnetycznym i
bywa do dzisiaj źródłem wielu nieporozumień. Należy jednak odróżnić muzykę
naturalną od tej, jaka jest transmitowana za pośrednictwem mediów.
Z punktu widzenia biologii muzyka nie odgrywa żadnej roli w procesie ewolucji
ani nie ma żadnego znaczenia dla jego przebiegu. Z drugiej jednak strony
wkroczyło w dorosłe życie niejedno już pokolenie, wyrosłe w nowej fonosferze,
przyzwyczajone do tego, że dźwięki różnego rodzaju towarzyszą nam ciągle
i codziennie. I nie ma już możliwości takiej, o jakiej powiada druga anegdota,
jak to muzyk jakiś znamienity został zaproszony z przyjaciółmi do studia,
żeby nagrać coś ze swego repertuaru. Wchodzą tam, zaczynają grać i przerywa
im inżynier-realizator, mówiąc: - Panowie, proszę wyjść się nastroić.
Kapela wychodzi, muzycy spoglądają po sobie pytającym wzrokiem, nie bardzo
wiedząc i rozumiejąc, o co chodzi. Okazuje się bowiem, że tonalność jest
jednym z marginalnych elementów muzyki, nie mającym żadnego znaczenia
dla naszego aparatu słuchowego.
O wiele większy i wyrazistszy potencjał poznawczy niesie ze sobą rytm.
Odkrycie funkcji rytmu zbiegło się pod koniec dwudziestego wieku z odkryciem
neuro-przekaźników i ośrodków w ludzkim mózgu, noszących ślady ewolucji,
wspólnej nie tylko ze zwierzętami, ale i z innymi formami życia. Jeden
z nich, znany jako hypokamp, jest odpowiedzialny za naukę mowy u ludzi
i śpiewu u ptaków. Inny, o nazwie kundabufer, ma tę właściwość, że przemieszcza
się wewnątrz ciała, zajmując w różnych okresach życia różne pozycje. A
jakby tych odkryć było mało, badania J. Hammiltona i R. Dawkinsa doprowadziły
do sformułowania zasad memetyki przez Susan Blackmore. Cała ta rewolucja
jest, rzec by można, powrotem nauki do swych źródeł, do założeń, jakie
przyświecały jej twórcom. Dla Newtona nauka była naturalną filozofią w
sensie umiłowania mądrości.
Była umiejętnością pogodzenia ze sobą wiary i wiedzy, mimo przeciwbieżnych
kierunków ich rozwoju i ewolucji. Według Newtona, nawiązującego do poglądów
Agryppy i Paracelsusa, filozofia obejmuje całe spektrum ludzkiej wiedzy
i działalności, czysta zaś nauka tkwi w o wiele szerszym i bardziej ogólnym
kontekście. Wyrwanie jej z tego kontekstu i badanie w oderwaniu od niego
jest głupotą, błędem i moralnie nagannym okaleczaniem głębszej prawdy,
jakiej poszukuje filozof. Dla niego nauka była filozofią naturalną, a
oprócz tego czymś, czego sam był twórcą. Racjonalizm, jaki głosił, musiał
się rozwijać przez kilka kolejnych wieków w Europie, aby móc powrócić
do swych założeń. Podobnie rzecz się ma z poglądami Kartezjusza, które
wprowadziły Zachód w epokę oświecenia, w wiek rozumu.
W Rozprawie o metodzie Kartezjusz głosi, że jest dostatecznie i wystarczająco
wykształcony aby się nie dać oszukać ani obietnicami alchemika, ani przepowiedniami
astrologa, ani szalbierstwami magika, ani sztuczkami lub przechwałkami
ludzi czyniących sobie rzemiosło z tego, aby wiedzieć więcej, niż wiedzą
(por. Michael Baigent, Richard Leigh, Eliksir i kamień. Przekład Agnieszka
Kowalska, Warszawa 2ooo, Amber).
Wiara w doskonałość intelektu okazała się jednak równie złudna, co przeświadczenia,
przeciw jakim się kierowała. I znów musiały minąć pokolenia całe, byśmy
mieli się przekonać, że geometria mniejszy ma wpływ na naszą wyobraźnię,
niż algebra. I nie musimy już udowadniać własnej widzialności, jak to
czynił w przeszłości Mistrz Descartes, przez co, jako matematyk, przyczynił
się do rozpowszechnienia sztuki przepowiadania rzeczy nieprawdopodobnych,
rachunku prawdopodobieństwa, teorii wielkich liczb, bliskich nieskończoności,
a pośrednio i gramatyki generatywnej. Bo choć Kartezjuszowi zawdzięczamy
możliwość opisania świata w trzech wymiarach, to dziś wyraźnie widzimy,
że jest to świat bez muzyki. Jakby oślepienie oświeceniem spowodowało
powszechną i dominującą głuchotę. Więc może tak jest w istocie, że istnieją
w muzyce elementy, zmieniające się w miarę zmian w naszym aparacie poznawczym.
Wymieniłem tonalność i rytmikę jako dwie, niezależne od siebie drogi wiodące
ku pełnej egzotyki krainie muzyki.
Łącząc ton i rytm z brzmieniem możemy być zdumieni wielością tajemniczych
form, jakie może przyjąć jeden jej zaledwie element. Ona sama zaś w tworzywie
świata bywa nazywana piątym elementem. Piąty element to materia, z której
zbudowana jest brama wiodąca na koniec świata i krańce poznania. Stamtąd
dobiega nas echo pieśni, wibrującej w śpiewie ptaka. I drugiej, co nie
zakłóca tamtej mowy. A każda z nich jest samotna wśród innych. Tak jak
samotnymi były muzyczne eksperymenty drugiej połowy dwudziestego wieku,
doświadczenia Schoenberga, Cage'a i tych wszystkich, którzy odmienili
naszą wrażliwość na dźwięk i jego jakość, w tym jak pojawia się i gaśnie
i jak z tych migotliwych iskier powstaje wszystko to, o czym marzyli naukowcy.
W horrorze takiego chaosu ofiarą ich doświadczeń stajemy się my sami i
bez trudu odróżniamy co muzyką jest, a co nią nie jest, nawet wtedy, gdy
pochłonięci zostaniemy i owiani szumem, świstem i szelestem, nieobecnymi
w intelekcie, nieobecnymi w internecie i nie wiadomo czy gdziekolwiek
obecnymi w otaczającym nas świecie.
Świat bez muzyki trudniej nam sobie dziś wyobrazić niż dawniej było pomyśleć
o świecie bez odgłosów przyrody. Dwie trzecie naszej planety pokrywają
morza i oceany, których szum oscyluje wokół tonu centralnego i podstawowego,
będącego wewnętrznym tonem człowieka. Jak wiadomo ludzki organizm składa
się w dziewięćdziesięciu ośmiu procentach z wody i w wodzie o wiele precyzyjniej
się rozchodzą fale akustyczne niż w powietrzu, a dźwięk trwa o wiele dłużej.
Muzyka wnika w zapis genetyczny, ponieważ nieustannie towarzyszy ewolucji.
Człowiek tylko odtwarza ten zapis, kierując swą uwagę to w stronę rytmu,
to w stronę tonu i co chwila odkrywa coś nowego albo wraca do starych
odkryć, by nowym okiem na nie spojrzeć. Odkrycie biologicznych i neurologicznych
podstaw muzyki oraz fizjologicznych podstaw rytmu i fizycznych właściwości
dźwięku terapeutyczną możliwość czynią domeną eksperymentu. Nauka nie
znalazła odpowiedzi na pytania nurtujące filozofów a i sama filozofia
pozostała bezradna w próbach zaspokojenia ciekawości pytających. Powrót
do niektórych kwestii nie jest dziś zwrotem o sto osiemdziesiąt stopni.
Jest nowym poziomem refleksji ontologicznej, pomocnym w systematyce odległej
i obcej zarówno filozofii dominującej, jak i potocznemu myśleniu, światopoglądowi
i wizji świata. Religijne zabarwienie filozofii oraz zabobonny światopogląd
skazują ontologię na zajęcie prawie niewidocznej pozycji, z której wywiera
ona anonimowy wpływ, niewyraźny lecz pewny i w sposób oczywisty kształtujący
nasze poznanie i wrażliwość. Na tym poziomie spotyka się z metafizyką
stając się źródłem wiedzy hermetycznej i sztuki, powodującej skutek zgodny
i zbieżny z intencjami, zamierzeniami i założeniami artysty. System weryfikujący
znamy pod imieniem tradycji i jest to jednocześnie zwyczaj, respektowany
przez prawo, jako tak zwany vis major. Obok Die Zeitgeist, genus loci
i Sitz im leben, jeden z czterech aspektów wyznaczających społeczne funkcje
i role sztuki, a w tym i muzyki. Filozofia owych pojęć nie osiągnęła jednak
tego poziomu, jaki stał się udziałem związku ontologii z metafizyką. Osiągnięcie
ponownego balansu pomiędzy stanem nauk przyrodniczych i szczegółowych,
a poziomem filozofii pozwoli ontologii i metafizyce powrócić w domenę
dziedzictwa kultury, będącej nie produktem, lecz wyzwaniem dla tych, co
zechcą w niej partycypować, a tym bardziej interioryzować jako własny
zespół dzieł, dziedzin i wartości, świadczących o identyczności i tożsamości.
Obecność takich relacji dziś jest już faktem. Thanks!
|