Marek Chlebuś
O naturze władz
WSTĘP
Państwo oraz społeczeństwo oświeceniowe z jego rozumieniem obywatelstwa
i demokracji, z wzajemnym ograniczaniem się trójdzielnych władz - to już
mocno zużyta formuła, która przestaje właściwie regulować czy nawet nazywać
rzeczy. Świat szybkiego transportu, natychmiastowej łączności, mediów
elektronicznych, wirtualnych finansów, społeczeństwa konsumenckiego, państwa
dobrobytu - bardzo jest różny od świata sprzed przeszło dwustu lat; i
choć ludzie zawsze pozostają ludźmi, jednak wiele się zmieniło w obszarze
życia społecznego, kultury czy gospodarki.
Różne epoki schyłkowe są jakoś podobne do siebie: stary porządek już nie
działa lub działa wadliwie, nowego jeszcze nie ma, teoria odbiega od rzeczywistości,
a rzeczywistość od norm. Profesorowie stają się naiwni, moraliści nawiedzeni,
prawa nieżyciowe; za to szczególnie głośno i pysznie rozbrzmiewa głos
różnych szumowin, wysoko jest nagradzany bezwstyd, a brak zasad staje
się nagle naczelną cnotą. Starałem się, aby ton mojej pracy nie był nadmiernie
posępny czy surowy w ocenach, ale nie wiem, czy to się powiodło; zresztą
trudno w całkiem jasnych barwach odmalować zmrok.
RODZAJE WŁADZY
Władza może zagrozić użyciem przymusu lub faktycznie go zastosować; taką
władzę nazwiemy bezpośrednią. Jej źródłem jest strach, a jej narzędziem
przemoc. Władzę bezpośrednią ma zbir nad przechodniem, policjant nad zbirem,
wojsko nad ludnością podbitego terytorium; ogólnie rzecz biorąc: silniejszy
nad słabszym.
Można inaczej: odwołać się do czyjejś chciwości, kupując określone jego
zachowanie; taką władzę nazwiemy finansową. Władzę finansową ma pracodawca
nad pracownikiem, nabywca usług nad usługodawcą, korumpujący nad korumpowanym,
bank nad kredytobiorcą; ogólnie rzecz biorąc: bogatszy nad biedniejszym.
Jeszcze inaczej: można tak wpłynąć na czyjąś postawę, aby sam dążył do
tego, czego od niego chcemy; tę władzę, opartą na obyczaju, kulturze,
przewadze wiedzy czy autorytetu, nazwiemy duchową. Ma ją reklama nad konsumentem,
propaganda nad wyborcą, publicystyka nad obywatelem, szkoła nad uczniem,
kościół nad wiernymi; spryciarz nad naiwnym, ogólnie rzecz biorąc: mądrzejszy
nad głupszym.
Władza bezpośrednia ma teoretycznie zasięg nieskończony. Można ją wywrzeć
wszędzie tam, gdzie się dotrze z pałką, karabinem albo czołgiem. Zazwyczaj
jednak nie jest celem władzy ranienie czy mordowanie. Tym się tylko grozi
dla osiągnięcia innych celów. Aby jednak skutecznie grozić, trzeba jakiejś
kulturowej wspólnoty, choćby po to, aby wytłumaczyć, czego się chce lub
czym się grozi. Aby zaś skutecznie skonsumować dominację, trzeba jakiegoś
obszaru, w którym da się ustanowić wyzysk. Jest to z reguły obszar tej
samej lub chociaż zbliżonej gospodarki. Zatem władza bezpośrednia z trudem
sięga poza jedną kulturę czy jeden rynek.
Zasięg władzy finansowej wyznacza rynek pieniężny. Trudno przekupić dolarem
kogoś, dla kogo pieniądzem jest muszelka, a dolar to tylko zielony portret
nieznanego pana. Jednolity rynek pieniężny pokrywa dziś jednak prawie
cały świat, a dolar jest prawie wszędzie bądź zrozumiałym, bądź przetłumaczalnym
symbolem wartości... oczywiście, dopóki nim jest; wszakże nie ma na dolarze
ani zapewnień o wieczności, ani zagwarantowanej daty przydatności, którą
tym samym trzeba uznać za niepewną.
Zasięg władzy duchowej wyznacza kultura. Nie sposób przekonywać czy nagabywać
kogoś, z kim się nie ma wspólnego języka. Trudno manipulować kimś, nie
rozumiejąc jego motywacji. W dzisiejszym świecie dominuje kultura europejska.
Inne duże kultury, jak arabska, hinduska i chińska, obejmują co prawda
większą część ludzkości, są jednak przez kulturę europejską silnie skolonizowane,
a stan ten wciąż się pogłębia.
Od kiedy człowiek przeszedł na osiadły tryb życia, stosunki dominacji
i wyzysku przybrały formy terytorialne. Z czasem świat został podzielony
na państwa, dysponujące wyspecjalizowanymi aparatami dominacji wewnętrznej
i zewnętrznej, nawzajem gwarantujące sobie wyłączność na wyzysk swoich
poddanych. W większości państwa te ukształtowały swoje aparaty władzy
według mody oświeceniowej, tworząc wzajemnie się ograniczające i kontrolujące
aparaty władzy prawodawczej, wykonawczej i sądowniczej, dzielące między
siebie większość władzy bezpośredniej. Władze państwowe starają się również
jakoś kontrolować obszary wpływów duchowych i finansowych, jednak w epoce
otwarcia kultury i rynku przegrywają konkurencję z licznymi i silnymi
władzami prywatnymi.
KONDYCJA RZĄDZĄCYCH
Cele władzy wykonawczej wywodzą się od początku z instynktu dominacji
i prawdopodobnie zachowuje on wiodącą rolę po dziś dzień, tyle że w odniesieniu
do dworu i środowiska władzy. Zarówno osiągnięcie, jak i utrzymanie władzy
wykonawczej wymaga szczególnej bezwzględności, silnego instynktu dominacji
oraz dużej lojalności grupowej w stosunku do osób pomocnych w uzyskaniu
i zachowaniu władzy.
Najkorzystniejsza w takiej sytuacji mentalność władzy wykonawczej powinna
być plemienną mentalnością półświatka, z odmiennymi regułami dla swoich
i obcych, a środowisko tej władzy powinny tworzyć przede wszystkim osoby
o silnym instynkcie dominacji, inaczej mówiąc agresywne.
Władza duchowa wywodziła pierwotnie swój klimat z paternalistycznego lub
pastoralnego autorytetu. Wydaje się, że i tutaj niewiele musiało się zmienić.
Z racji dynamicznego charakteru hierarchii autorytetu, członkowie władz
duchowych muszą się stale rozwijać w takich umiejętnościach, jakie są
w ich środowisku cenione: w znajomości jakichś spraw, dostępie do źródeł
informacji, funduszy czy mediów. Środowisko to musi więc się wyróżniać
rozmaicie rozumianą sprawnością oraz darem autorytetu.
Władzę finansową dawało zawsze bogactwo, którego osiągnięcie wymaga sprytu
i chciwości, a jego utrzymaniu sprzyja paranoja. Władzę tę powinni zatem
sprawować z reguły sprytni paranoicy, a jeszcze lepiej: paranoiczni potomkowie
spryciarzy.
Sprawowanie sądów daje wielką władzę nad życiem sądzonych. Władza sądownicza
wyalienowuje swoich członków ze społeczeństwa, dając im nad nim potężną
przewagę i nieuniknione poczucie wyższości; to z kolei nie sprzyja rozwojowi
osobistemu. Sędziowie o przeciętnych umysłach powinni się zatem degenerować
aż po osiągnięcie stanu pełnej pychy i samozadowolenia głupoty. Elita
władzy sądowniczej powinna cechować się najniższą inteligencją wśród wszystkich
władz.
Władzę prawodawczą sprawują zazwyczaj gremia pochodzące z jakiegoś wyboru
lub doboru. Członków tych gremiów musiała więc wyróżniać zdolność przypodobania
się tym, którzy ich powoływali, oraz jakiś talent do przynoszenia im korzyści.
W moralności tej grupy powinno dominować totumfactwo i umiejętność budowania
rozległych sieci różnych przysług i odwzajemnień, a także intryg. Władza
prawodawcza powinna być zatem przesiąknięta postawą dworactwa.
LUD
Monarchie miały władców i poddanych. W odróżnieniu od nich społeczeństwo
oświeceniowej republiki składa się z obywateli, formalnie równych wobec
prawa, którzy spośród siebie samych wybierają rządzących. Powszechna oświata
dba o ich wiedzę i postawy, których jakość przekłada się - poprzez wybór
- na jakość władz i jakość państwa.
Umasowienie i komercjalizacja kultury spowodowały w XX wieku osłabienie
lub zanik edukacji obywatelskiej oraz zaniżenie poziomu przekazu, symboliki
i treści do poziomu najszerzej reprezentowanego, a więc najniższego. Resztki
kultury wysokiej przechowały się w programach szkolnych, z których jednak
są stopniowo wypierane przez żądającą nobilitacji kulturę masową.
Zanika pojęcie dobra wspólnego i cnót obywatelskich. Coraz szerzej sięgający
etatyzm i coraz większa oferta płaskiej rozrywki sprawiają, że zanikają
też społeczne zasoby kultywowane kiedyś przez doktryny społeczne i polityczne
czy religie. Atomizacja i wypieranie więzi społecznych przez telewizję
i inne media prowadzą do zachowań bardziej właściwych dla tłumu niż społeczeństwa.
W ten sposób obywatele stają się stopniowo motłochem.
Prymitywność myśli owocuje prymitywnością wyboru, a wtedy, działając w
najlepszej wierze, elity ograniczają możliwości nierozsądnych wyborów,
ograniczając tym samym samą demokrację. W ten sposób obywatelstwo ludu
staje się coraz bardziej fasadowe, a jego poddaństwo coraz prawdziwsze.
Rośnie powszechna tolerancja dla nepotyzmu, korupcji, partyjnej mentalności
półświatka, interesowności władz. Nic w tym dziwnego, powiada lud: skoro
oni są nami, to czemu mieliby być od nas lepsi?
UŻYTECZNOŚĆ WŁADZ
Na świecie nie ma za wiele rozumu, również pośród władz. Także uczciwość
jest raczej ideałem niż rzeczywistą cnotą. Zatem cele zamierzone są często
inne niż głoszone, a osiągane - jeszcze inne. I dobrze, bo wbrew tezie
Hobbesa, na ogół lepiej, by rządził nami przypadek, zwyczaj czy automatyzm
niż czyjaś wola. Okresy, w których jakaś jednostka była w stanie narzucić
zbiorowości swoją wizję, zazwyczaj wspominamy ze zgrozą.
Człowiek władzy, który nie dba o swoje sprawy, zwykle szybko władzę traci.
Podobnie taki, który zapomina, kto mu władzę dał i kto może ją odebrać.
Ogólnie można przyjąć, że stosunki władzy selekcjonują takie postawy władz,
że chcą one służyć najpierw samym sobie, potem innym władzom i otoczeniu,
od którego zależy ich powodzenie, a na końcu całej reszcie świata, oczywiście
jeśli jeszcze trochę sił zostanie.
Władza jest rozwiniętą formą pasożytnictwa społecznego, oprawioną w insygnia,
liturgie, legendy i ideologie, wyniosłą i samozadowoloną. W przypadku
zwierząt można podejrzewać, że gdyby stosunki dominacji wewnątrzgrupowej
nie sprzyjały powodzeniu grupy, to przegrywałaby ona konkurencję z grupami
zorganizowanymi bez dominacji, i dlatego powszechność stosunków dominacji
dowodzi sama przez się jej użyteczności dla całych grup, nie tylko dla
osobników zajmujących wysokie pozycje. Rozciąganie tego rozumowania na
ludzkie społeczeństwo wydaje się uprawnione, przynajmniej w tym sensie,
że zanarchizowane hordy muszą szybko tracić wolność - taką, jaką sobie
cenią - na rzecz lepiej zorganizowanych grup.
Trudno powiedzieć, czy żywiciele władzy odnieśliby jakieś zauważalne korzyści,
gdyby stosunki władzy nagle zamarły. Oczywiście początkowo odnotowaliby
ulgę ze zdjęcia obciążeń podatkowych i innych, ale też rychło mogliby
potrzebować ochrony czy opieki zbiorowości, a te wymagają już jakiejś
organizacji i odbudowy stosunków władzy. Choć państwa są niewątpliwie
usługodawcami niesprawnymi i rozrzutnymi, to korporacyjne zarządzanie
społeczeństwem jakoś się jeszcze nie przyjęło, zresztą duże korporacje
też się muszą upodabniać do państw z ich nieefektywnością i organiczną
niekompetencją władz.
Na pewno można utrzymywać, że władza chroni swych poddanych przed inną
władzą danego typu, krótko mówiąc strzeże swego monopolu. Rozpad czy dysfunkcjonalność
struktur władzy zapewne zwabiłyby szybko jakąś nową władzę, która by zbudowała
własne lub raczej przejęła stare struktury władzy z instytucjami, prawami
i funkcjonariuszami. W tym sensie można uznać, że jakaś władza jest nieunikniona,
ale przecież niekoniecznie tak rozbudowana, jak dziś.
Wpływ na władze można wywierać z zewnątrz, a nawet z dołu poprzez tak
zwaną aktywność obywatelską. Informacje, donosy, naciski publiczne czy
medialne, stwarzając dyskomfort jakiemuś trybikowi w machinie władzy,
potrafią skutecznie ukierunkować jej działania.
Nie wszystkie sprawy w obszarze dobra wspólnego może optymalizować rynek.
Nie wszystkie więc powinny być komercjalizowane. Chodzi tu głównie o ochronę
środowiska, zdrowia, bezpieczeństwo, edukację oraz jakąś opiekę społeczną.
Istnienie tych obszarów jest tak naprawdę jedynym trudnym do zakwestionowania
usprawiedliwieniem dla utrzymywania władz, tyle że już w odpowiedniej
do zakresu spraw wielkości i nieco lepszej niż rynkowa jakości. Kiedy
jednak władze są przekupne lub nieodpowiedzialne, obszar dobra wspólnego
podlega komercjalizacji - zarówno legalnej, jak i korupcyjnej, i zaczyna
działać rynkowo, co w tym przypadku oznacza: źle.
KONKLUZJE
Uzyskany obraz jest dość szokujący i zupełnie niezgodny z doktryną trójpodziału:
prawo układane przez akwizytorów, interpretowane przez ludzi o mentalności
loży, wykonywane przez agresywne typy o mentalności półświatka, finanse
w rękach chciwych paranoików... Pewnej pociechy mogliby dostarczać autorytatywni
i sprawni umysłowo nauczyciele, gdyby nie skutek ich wychowania, jakim
jest jakość pozostałych elit.
Największym zasięgiem, największą siłą i najdłuższym horyzontem działania
dysponują władze prywatne lub oligarchiczne, raczej mało zależne od reszty
świata, i już posiadające centra globalne. Z kolei najniższe motywacje
i najmniej godne uznania postawy charakteryzowałyby oficjalne władze państwowe.
Nie znaczy to oczywiście, że nie ma we władzach państwowych osób z poczuciem
nieegoistycznej misji i rozwiniętą świadomością dobra wspólnego, tyle
że taka postawa raczej nie podlega selekcji, a jeśli - to negatywnej.
Jest to zresztą jakoś zrozumiałe: póki czas spokojny i syty, mało kto
tęskni za mężami stanu.
Sytuacja jest niezadowalająca i nawet upokarzająca dla osób przywiązanych
do idei demokracji: z jednej strony dyskretna, lecz dominująca pozycja
władz nieoficjalnych, z natury prywatnych i słabo kontrolowanych przez
państwa, natomiast łatwo na nie wpływających; z drugiej strony negatywna
selekcja do władz państwowych i coraz niższa ich jakość, brak długoterminowego
planu czy choćby zdolności skutecznego rozumowania w horyzoncie większym
niż kilkuletni i szerszym niż regionalny...
Rosnąca monetaryzacja i komercjalizacja życia społecznego stwarzają rosnące
pole władzy finansowej, w które wchodzi pieniądz, substytuujący zrywane
więzi społeczne. Podobnie poszerza się pole władzy duchowej dzięki nowym
mediom i nowym technikom manipulacji. Siła tych władz jest teraz większa
niż kiedykolwiek i może jeszcze rosnąć, choć już nie tak wiele, bo granice
wytycza skończoność naszych umysłów i ograniczoność czasu: nie można panować
nad więcej niż 100% myśli i zmonetaryzować więcej niż 100% relacji społecznych.
Władze państwowe z kolei słabną i stają się coraz bardziej dysfunkcjonalne,
a ich podmiotowość w ogóle stała się dyskusyjna. Zależność polityków od
mediów i finansów jest wielka i dużo już większa być nie może. Wygląda
to na raczej stabilny układ dominacji władz prywatnych, w ramach którego
oczywiście występuje jakaś konkurencja, ale i tendencje monopolistyczne,
które będą stopniowo zmniejszać liczbę centrów władzy.
Sprawowanie władzy poprzez kredyt, informację i rozrywkę jest łatwe do
zniesienia i nawet przeoczenia, dlatego fasada państwa oświeceniowego
wygląda wciąż świeżo. Praw człowieka też nie trzeba reinterpretować, bo
w końcu zniewolony ekonomicznie i umysłowo obywatel może pozostawać w
jakimś sensie wolnym człowiekiem: kandydować gdzieś, za czymś głosować,
cieszyć się gwarancjami różnych swobód i jakimiś prawami.
W sytuacjach kryzysowych władze państwowe mogą zyskiwać jakąś podmiotowość
i nawet niezależność od innych władz. Tyle tylko, że musiałyby mieć jakiś
pomysł, co z taką niespodziewaną wolnością zrobić, jakiś projekt reform
na przykład. Projekt taki musiałby wychodzić od nowej definicji człowieka
i społeczeństwa, być może z wpisaniem w nią czegoś w rodzaju ostracyzmu
lub raczej mechanizmu przykrawania nadmiernej władzy pojedynczego człowieka,
również finansowej i duchowej. To już jednak wymagałoby budowy nowej utopii,
pewnie gdzieś z dala od cywilizacyjnych centrów i chyba nieprędko.
W krótkiej perspektywie nie bardzo widać alternatywę. Jedyne nadzieje
na zmiany powstaną w sytuacji załamania się obecnego systemu. Nie można
jednak liczyć na pozytywny kierunek przemian bez pojawienia się jakichś
ważnych idei w obszarze wpływów duchowych. Idee te, aby mieć siłę do przełamania
konsumenckich instynktów, zapewne musiałyby operować w sferze wartości,
najlepiej religijnych, gdyż takie propagują się najszerzej i sięgają najgłębiej.
W końcu jednak, skoro władza państwowa czy ogólniej polityczna jest -
jak ustaliliśmy wcześniej - brzydka, zła, niefunkcjonalna i nieprzyzwoicie
kosztowna, to czemu ją chronić przed rynkiem? Czy dążenie do jej zniesienia
nie powinno być naturalnym celem każdego roztropnego człowieka?
Zawsze problemem będzie jakaś utylizacja ludzi władzy oraz znalezienie
dla nich jakiejś formy odszkodowania za utratę władzy, takiego wykupienia
się przez społeczeństwo. Wydaje się, że jedno i drugie najlepiej rozwiązać
przez prywatyzację, czyli podzielenie między ludzi władzy całego mienia
publicznego, co zresztą już robią sami, ale skrycie i powoli. Innym problemem
pozostanie prewencja przeciwko tworzeniu się władz, bo ich własne skłonności
do samozagłady są trochę za wolne i za kosztowne. Jakaś jednak policja
musi i tak pozostać, więc można jej przydać odpowiednie funkcje kontrolne.
Radzą sobie z tym małpy, to i ludzie mogliby spróbować, prawda?
Jeżeli obecne tendencje utrzymają się, a tak się stanie, jeśli wkrótce
nie pojawią się nowe przełomowe idee lub nie runie system finansów światowych,
to w zglobalizowanym świecie powinny zanikać trójdzielne władze, kurcząc
się stopniowo i marginalizując, trochę podobnie jak wcześniej europejskie
dwory monarsze w tych krajach, w których ich po dziś dzień nie zlikwidowano.
Fasada oczywiście może pozostać, i formalnie ludzkość może mieć parlament,
sądy i rząd, tyle że to nie one będą rządzić.
Š Marek Chlebuś, 2003
* fragmenty książki Marka Chlebusia "O naturze władz" wydanej
przez Akces (Akces500@interia.pl).
Książka jest dostępna
w większych księgarniach oraz w sprzedaży wysyłkowej
księgarni internetowych.
|