Rafał Redeł
Własny pieniądz, czyli o walucie lokalnej

Pieniądze. Dżentelmeni o nich podobno nie rozmawiają - a jest to przecież bardzo ciekawy wynalazek ludzkości. Często zapominamy, że właściwie są one tylko zadrukowanym kawałkiem papieru. Stanowią swego rodzaju "dokument", który otrzymujemy w zamian za wytworzone przez nas (przedsiębiorców, pracowników najemnych, urzędników publicznych) dobra i usługi. Dzięki jego powszechnej akceptowalności możemy zamienić ów "dokument" na inne dobra i usługi - takie, których akurat potrzebujemy. Bez tego wynalazku ludzkość nie osiągnęłaby obecnego poziomu rozwoju materialnego, gdyż handel wymienny byłby znacznie mniej efektywny.

Oczywiste jest, że nie na wszystko nam pieniędzy wystarcza. Może się na przykład okazać, że nie stać nas na to, by zapłacić za okazjonalną opiekę nad dzieckiem, mimo że niepracująca sąsiadka mogłaby się tego zadania podjąć. Inny sąsiad natomiast nie dysponuje sprawną kosiarką, a krępuje się poprosić o jej pożyczenie. I tu właśnie - po tym nieco przydługim wstępie - dochodzimy do sedna sprawy: czasem brakuje rozwiązania, które umożliwiłoby na niewielką skalę świadczenie sobie nawzajem usług bez skrępowania, poczucia wykorzystywania czy bycia wykorzystywanym.

Są to dobra lub usługi, na które nie możemy przeznaczyć "zwykłych" pieniędzy, ale za które bylibyśmy gotowi się odwdzięczyć czymś innym. Oczywiście zwykle nie ma z tym problemu w rodzinie czy wśród rzeczywiście bliskich sąsiadów, jednak nie zawsze te właśnie osoby mogą nam zaoferować to, czego potrzebujemy. Katalog takich dóbr i usług może być długi: wypożyczenie kosiarki, zrobienie zakupów, opieka nad dzieckiem, pomoc przy komputerze, odwiezienie samochodem. Sprawy drobne, ale podnoszące jakość naszego życia.

Od pewnego czasu w krajach anglosaskich, jako rozwiązanie tego problemu, niektóre społeczności lokalne uruchamiają tak zwany "pieniądz lokalny". Sposoby realizacji pomysłu są przeróżne. Zróżnicowana jest już sama techniczna realizacja tej "waluty": może mieć formę papierowych bonów zbliżoną do prawdziwych pieniędzy (choć rzadko), może być dość prostym rejestrem, a może wreszcie opierać się na rozbudowanym systemie komputerowym, w którym każdy użytkownik systemu ma swoje konto z "pieniędzmi" i może nawet pomagać w ustalaniu "cen" rozmaitych dóbr i usług.

Społeczności lokalne przyjmują też różne koncepcje stanowiące podstawę systemu - czasem rozlicza się w ten sposób jedynie poświęcony czas, zakładając ponadto, że godzina przepracowana przez każdego z uczestników systemu jest warta tyle samo. W innych, mniej egalitarnych, rozwiązaniach uwzględniany jest znacznie szerszy katalog dóbr i usług, jak też komplikuje się ustalanie ich "cen". W najbardziej rozbudowanych systemach mogą uczestniczyć także lokalne firmy, realizując część swojego przychodu w "walucie lokalnej". Takie systemy, choć rozwijają się powoli, rzeczywiście w niektórych społecznościach krajów anglosaskich działają sprawnie i przynoszą oczekiwane efekty.

Przykładem z USA może być miasto Ithaca w stanie Nowy Jork, gdzie waluta lokalna (nazywana po prostu "Hours" czyli godziny) działa już od kilkunastu lat. Można o niej poczytać na stronie internetowej www.ithacahours.org. W systemie uczestniczą nie tylko mieszkańcy, ale także przedsiębiorstwa. Walutę lokalną można zatem wykorzystać, by zjeść posiłek w restauracji, wynająć samochód lub też wezwać hydraulika - choć w niektórych przypadkach część płatności wymagana jest w "tradycyjnym" pieniądzu. Ocenia się, że w systemie uczestniczy kilka tysięcy mieszkańców i ponad czterysta lokalnych firm. Nieustannie krążący pieniądz (wyemitowany w formie papierowych banknotów, których wartość ocenia się na ok. 200.000 "zwykłych" dolarów amerykańskich) umożliwia wymianę znaczącej ilości dóbr i usług - już pięciokrotny obrót "Ithaca Hours" w ciągu roku to wartość ok. miliona dolarów. Dzięki walucie lokalnej zwiększa się siła nabywcza i komfort życia mieszkańców Itaki, ma miejsce aktywizacja i integracja mieszkańców. "Ithaca Hours" stanowią też dodatkową zachętę do nabywania dóbr i usług lokalnie w swoim mieście, jak również dzięki nieoprocentowanym pożyczkom w tej walucie, mogą ułatwić uruchomienie własnego niedużego przedsiębiorstwa.

Oczywiście z koncepcją "waluty lokalnej" wiążą się też różne problemy i wątpliwości. Narzuca się na przykład pytanie, czy system ten nie powoduje komercjalizacji tego, co dotychczas leżało w sferze zwykłej ludzkiej życzliwości i pomocy sąsiedzkiej. Wydaje się, że ryzyko to jest nieznaczne, przecież wciąż możemy pomagać sobie na dotychczasowych zasadach, chodzi raczej o rozszerzenie współpracy społeczności lokalnej, o wyjście poza krąg rodziny i najbliższych sąsiadów. Kolejny problem to kwestia podatkowa - nie jest jasne, jak traktowałby tego typu wzajemną wymianę dóbr i usług fiskus w Polsce. Rozwiązania w innych krajach są zróżnicowane, choć dominuje zasada, że opodatkowane są jedynie firmy, oferujące za walutę lokalną dobra i usługi, które sprzedają równocześnie za "prawdziwe" pieniądze. Pozostaje także pytanie, czy tego typu system miałby w ogóle szanse sprawdzić się w Polsce? Wydaje się on wymagać sporej dozy wzajemnego zaufania i uczciwości w relacjach, które obejmowałaby waluta lokalna. O ile w przypadku prawdziwych pieniędzy gwarantem ich wartości jest państwo (bank centralny), to w przypadku walut lokalnych polegać można tylko na sobie.

Zaczęliśmy od przykładów z życia codziennego, a tymczasem okazuje się, że idei "waluty lokalnej" niektórzy ekonomiści nadają znacznie większą rangę. Co ciekawe, jest to obszar, w którym zgadzają się ze sobą niektórzy ekonomiści lewicowi i ekonomiści opierający się o naukę społeczną Kościoła. Twierdzą oni, że waluty lokalne mogą być doskonałym uzupełnieniem (a według tych bardziej ortodoksyjnych, nawet alternatywą) tradycyjnej gospodarki rynkowej. Pomagają one aktywizować i wykorzystywać zasoby znajdujące się poza głównym nurtem rozwoju (regiony mniej rozwinięte, osoby bezrobotne). W rozbudowanych wersjach mogą one zwiększać stopień samowystarczalności społeczności lokalnych i chronić je przed ujemnymi aspektami globalizacji. Ale to już tematy raczej dla ideologów i ekonomistów niż dla osób zainteresowanych sprawami lokalnymi.

 

Alter nr 5 - spis treści