Basia Koniarz
Piątek weekendu początek

Słuchając mediów, a zwłaszcza radia, odnosi się nieodparte wrażenie, że wmawiają one pewien dziwny sposób myślenia a mianowicie lansują i gloryfikują weekendy oraz podkreślają beznadzieję innych dni tygodnia.
Weekend najważniejszy. Piątek weekendu początek.
A pozostałe dni, to już nie jest życie?
O co chodzi, że niby poniedziałki są be, wtorki też, środy trochę lepsze,
bo w środku, czwartki jakoś przelecą, bo jutro już piątek,
a w piątek… wiadomo, co w piątek… w piątek weekendu początek….
Liczy się tylko weekend. Przeżyć kolejny, tym razem na pewno cudowny
weekend. Kolejne zakupy ciuchów, malowanki na twarzach, tapiry, tipsy i
chipsy. Perfumy, torebki, przyśpiewki.
Cotygodniowa konieczność zabawy, szansa przeżycia czegoś wyjątkowego,
poznanie tego jedynego księcia, tej upragnionej księżniczki,
pokazania, jacy jesteśmy śliczni, zagraniczni, na czasie, na topie i w porzo…
Pracuję, to się bawię, no nie?
Zabawa do utraty, do zatraty, lekkim rozpaczliwcem i obowiązkiem.
Sobotnia balanga na całego. W poszukiwaniu straconego czasu. Na maxa.
Niedziela natomiast przynosi nie rzadko kaca giganta, puste łóżko, albo, co gorsza, kogoś w tym łóżku…
Nasuwają się smutne bilanse podsumowujące.
Tylu ludzi wokoło, tyle balang i nic.
Samotność. Pustka. Tęsknota. Oczekiwania. Niespełnienia. Żal.
O co chodzi? Czy tak miało być? Czy ze mną jest coś nie tak?
A przed nami w dodatku ten znienawidzony poniedziałek, a potem cholerny wtorek, głupia środa i wlekący się czwartek i nareszcie piątek, a w piątek… wiadomo, co w piątek, w piątek weekendu początek…

 

Alter nr 5 - spis treści